sobota, 23 listopada 2024
Miło Cię widzieć!

Weź odpowiedzialność za siebie!

Dorosły – człowiek, który odpowiada sam za siebie. Takie to oczywiste i… tak mocno ignorowane.

 

Wszyscy szukamy pigułek, dzięki którym życie będzie łatwe, lekkie i przyjemne, które pozbawią nas lęków, wątpliwości i niepewności. Tak jest prościej. Wygodniej. Szybciej. Ale czy mądrze?

8w_-_Fot._Archiwum

Od uległości do dorosłości

 

Magiczna granica dorosłości to wiek osiemnastu lat. Tyle teorii, bowiem w życiu jest zupełnie inaczej. Trudno dojrzeć z dnia na dzień – to proces, który nierzadko zajmuje wiele lat, a w przypadku niektórych osób możemy mieć wątpliwości co do tego, czy w ogóle się rozpoczął. Miewamy dorosłych szesnastolatków i miewamy czterdziestoletnie dzieci. I nie jest to metafora, ponieważ wiek biologiczny nie zawsze idzie w parze z wiekiem emocjonalnym. Na to wszystko nakładają się jeszcze utarte schematy postępowania, postawy życiowe jakie przejawiamy, doświadczenia, temperament.

 

Definicja dorosłości

 

Dorosły człowiek podejmuje decyzje sam za siebie i odpowiada za konsekwencje owych decyzji. W tym punkcie najczęściej zgadzamy się wszyscy. Jeżeli jednak przełożyć to na codzienne sprawy – rzecz ma się zupełnie inaczej. Bardzo łatwo ulegamy autorytetom – najpierw rodzicom, nauczycielom, a potem lekarzom, prawnikom, urzędnikom itd., wychodząc z założenia, że w danych dziedzinach ich wiedza przewyższa naszą. Założenie (nawet jeżeli słuszne), nie zwalnia nas jednak z odpowiedzialności za siebie – przynajmniej po ukończeniu osiemnastego roku życia. Każdy lekarz, każdy prawnik, czy inny ekspert – jest tylko człowiekiem i ma prawo popełniać błędy. To w naszym interesie leży troska o swoje zdrowie, życie, małżeństwo, rozwój, karierę zawodową czy zabezpieczenie finansów.

 

„Dorosłość” w praktyce...

 

Przykład pierwszy: Karol, czterdziestolatek, prawie cały tydzień spędza w delegacji, a niedziele poświęca na wizyty u swojej matki. Małżeństwo Karola przechodzi poważny kryzys, ale Karol wini żonę, że „nie rozumie jego samotnej mamy”.

 

Przykład drugi: Karolina ma romans, który rozpoczął się tuż po ślubie. Karolina żyje w presji od roku – najpierw, że romans się wyda, a gdy sprawa wyszła na jaw – jest zestresowana tym „co teraz” i czeka na rozwój wydarzeń.

 

Przykład trzeci: Agnieszka cierpi na przykre dolegliwości układu pokarmowego. Robi różne badania, przyjmuje leki, jakie zaleca jej lekarz rodzinny, jednak jej zdrowie nie uległo znaczącej poprawie. Znów umawia się na kolejną wizytę u tej samej lekarki.

 

Przykład czwarty: Janusz wścieka się, że jego kolega dostał awans – a przecież to on pracuje dłużej i ma większe doświadczenie. Wini szefa za to, że ten nie dostrzega jego ciężkiej pracy – przez jego głowę przechodzi istny huragan przekleństw.

 

Co łączy te wszystkie przypadki? Oddanie swojego życia, zdrowia czy kariery w obce ręce. Nie podejmowanie odpowiedzialności za siebie i swoje działania, bądź za... brak tych działań. Krótkowzroczność. Bierność. Przeniesienie odpowiedzialności za to, co się dzieje z nami – na kogoś innego. Zawsze przecież łatwiej znaleźć jakieś „innych”, którzy nas nie rozumieją, którzy mieszają nam szyki, nie dostrzegają naszego talentu, albo powinni „wiedzieć lepiej” z racji wykonywanego zawodu.

 

Karol założył własną rodzinę nadal będąc emocjonalnie w domu rodzinnym – nie podejmuje odpowiedzialności za swój związek małżeński, tkwi w toksycznej zależności od nastroju matki. Karolinie romans nie przydarzył się, tylko jest konsekwencją podjętych przez nią pewnych działań (relacja intymna z innym mężczyzną), a zaniechania innych (np. brak podjęcia próby naprawienia relacji z mężem). Agnieszka nie pofatygowała się nawet aby sprawdzić referencje lekarza rodzinnego, czy zaczerpnąć konsultacji u innego specjalisty, dlatego też kolejny miesiąc faszeruje organizm być może niepotrzebnymi (a z całą pewnością nieskutecznymi) farmaceutykami. Janusz ani razu nie podsumował swoich osiągnięć i nie poszedł na rozmowę w sprawie awansu do przełożonego, ponieważ wydaje mu się, że jego zaangażowanie szef sam powinien dostrzec i docenić. Czekajmy dalej. Oddajmy kontrolę nad swoim życiem innym. Będziemy sfrustrowani, zagubieni, zestresowani, ale wygodnie będzie móc powiedzieć „to nie moja wina” i sobie ponarzekać.

 

Życie pełne wellness: biorę siebie w swoje ręce

 

Uświadomienie sobie pewnych struktur, schematów, układów i zależności w jakich tkwimy jest bolesne. Może wywołać szok, gniew, niedowierzanie, poczucie beznadziejności. Pierwszą rzeczą jaką powinniśmy zrobić jest rozgraniczenie odpowiedzialności – zadaj sobie jedno z pytań stosowanych w coachingu: Jaką ponosisz odpowiedzialność za to, co się dzieje?

 

Nie masz wpływu na to jaką osobą jest twój przełożony, mąż, rodzic, klient, jednak jesteś współodpowiedzialny za relację jaka jest między wami. Nie masz wpływu na to, co ta osoba myśli, jak się czuje, ale masz wpływ na swoje zachowania, na to jak ty myślisz i co czujesz (np. w reakcji na zachowanie drugiej osoby). Czyjeś słowa mogą cię zdenerwować, bądź nie. Możesz wybuchnąć gniewem, bądź wziąć głęboki oddech i mówić o faktach. Możesz wybrać wierność, możesz wybrać romans.

 

Wybór należy do ciebie. Warto świadomie dokonywać wyboru i być w pełni odpowiedzialnym za związane z nim konsekwencje. Jesteś dorosły – udowadniaj to sobie codziennie biorąc odpowiedzialność za siebie, swoje zachowania, swoje decyzje, swój nastrój.

 

I na koniec – ciekawostka...

 

Badanie opublikowane w „Journal Infection Control and Hospital Epidemiology” wykazało, że ponad 90 procent z nas wierzy, że lekarze oraz pielęgniarki powinni myć ręce przed i po kontakcie z każdym pacjentem. Jednocześnie tylko 14 procent osób kiedykolwiek zapytało lekarza o to czy umył ręce. Oto właśnie przykład siły „autorytetu” i bierność w zakresie odpowiedzialności własnej!
Raz jeszcze zatem: weź odpowiedzialność za siebie!

 

Beata Mąkolska

 

Wydawca portalu zdrowego stylu życia dla kobiet
WellnessDay.eu

Źródło:
http://www.solarium.net.pl/
"SOLARIUM & Fitness" nr 4/2012, str. 8-9

Oceń ten artykuł
(2 głosów)