Pamiętam czasy, gdy medycyna estetyczna była niszową działalnością. Było niewiele gabinetów i mało kto z ich usług korzystał. Kojarzyły się z czymś obcym, inwazyjnym i raczej zaliczającym się do kategorii fanaberii niż prawdziwych potrzeb. To były czasy, kiedy lekarze robili botoks i wstrzykiwali kwas hialuronowy, a kosmetyczki oczyszczały skórę, robiły masaż i nakładały maseczki na twarz. Dziś jest pomieszanie z poplątaniem. Rynek tak się poszerzył, że nagle wszyscy chcą się zajmować medycyną estetyczną. To dobrze, że kobiety i mężczyźni docenili wagę profilaktyki antystarzeniowej, ale niedobrze, że kosmetyczki, często w sposób nieświadomy, wchodzą na teren, który jest jak pole usiane minami.
Bariera naskórka
Przyjmuje się, że kosmetyczka może wykonywać dany zabieg, jeśli nie jest on związany z przekroczeniem bariery naskórka, co ma miejsce np. w mezoterapii. Kosmetyczki tłumaczą, że skoro mogą przebijać uszy czy wykonywać makijaż permanentny, to mogą robić także to. Otóż tak naprawdę nie chodzi o to, czy przekracza się granicę naskórka czy nie, ale to, że z tym przekroczeniem wiąże się podanie do skóry preparatu, który może nie być dla skóry obojętny. Dlatego jestem jak najbardziej za tym, aby kosmetyczki wykonywały zabiegi typu dermaroller, ale już nie mezoterapię, wypełnianie kwasem hialuronowym czy botoks. W tych zabiegach nie chodzi bowiem o samo wkłuwanie się w skórę, ale o to, że nawet wydawałoby się najbezpieczniejszy preparat, może w indywidualnych przypadkach wywołać niepożądane reakcje organizmu. Nie piszę tego tylko teoretycznie, wręcz przeciwnie – trafiały do nas kobiety, które po zwykłej mezoterapii zostawały z trudnymi do usunięcia grudkami na twarzy. Jeszcze gorzej jest w przypadku kwasu hialuronowego, który źle podany powoduje ucisk i obrzęki, przemieszcza się i powoduje, że pacjent źle wygląda. Tymczasem gdy dojdzie do powikłań, kosmetyczka bezradnie rozkłada ręce.
Powikłania – co robić
No właśnie, co robić, gdy dojdzie do powikłań, które, powiedzmy to sobie jasno, zdarzają się, i jest to wpisane w ryzyko zabiegów. Każdy pacjent ma inny organizm i może zareagować niestandardowo. Poza tym, nawet jeśli się mówi, że np. kwas hialuronowy jest biozgodny z kwasem w naszej skórze, to jednak trzeba pamiętać, że nie jest on pozyskiwany z naszej skóry, tylko z bakterii w procesie technologicznym. Jego rezultatem jest preparat, który musi zostać oczyszczony, zanim trafi do gabinetów. A co, jeśli nie jest wystarczająco oczyszczony? Jeśli trafi się akurat kwas z niepewnego źródła, który spowoduje niepożądaną reakcję, to czy kosmetyczka, czyli osoba bez wykształcenia medycznego, będzie potrafiła zareagować? Moim zdaniem to jest kluczowa sprawa. Nawet gdyby powikłanie miało się zdarzyć tylko raz na tysiąc przypadków (a zdarza się częściej), to i tak kosmetyczka, zanim wykona zabieg, powinna się zastanowić, czy potrafi zareagować, gdy coś pójdzie nie tak. Bo odpowiedzialność spadnie na nią.
Dlaczego firmy szkolą kosmetyczki
Kosmetyczki bronią się też mówiąc, że skoro są dla nich organizowane szkolenia z zabiegów medycyny estetycznej, to znaczy, że mogą je wykonywać. Niestety nie jest to prawda. Owszem, są szkolenia, bo firmy potrzebują zarobić i wykorzystują gabinety kosmetyczne jako target w celu poszerzenia rynku zbytu. Ale firma, która szkoli, nie bierze odpowiedzialności za to, czy osoba przeszkolona jest uprawniona do wykonywania zabiegów. Warto, aby panie wykonujące zabiegi miały tego świadomość. Nie twierdzę, że to jest w porządku, iż szkoli się osoby, które teoretycznie nie mają prawa być szkolone z zakresu medycyny estetycznej. Zwracam tylko uwagę na to, że fakt, iż można wziąć udział w szkoleniu nie oznacza jeszcze, że można wykonywać zabiegi. Zresztą pomyślmy – czy już sam fakt, że kosmetyczka nie może kupić botoksu ani kwasu hialuronowego, nie jest wystarczająco znaczący? A skoro już przy tym jesteśmy, to skąd zdobywa te preparaty? Z Allegro (gdzie jest dużo podróbek albo preparatów pochodzących z niezaufanego źródła, na ogół tańszych niż te od renomowanych producentów, co dodatkowo kusi). Wiem też o takich praktykach, gdy sami lekarze, doliczając sobie odpowiednio wysoką marżę, kupują te preparaty dla kosmetyczek od dystrybutorów.
Niefrasobliwość
Aby wykonywać zabiegi medycyny estetycznej potrzebna jest znajomość anatomii i fizjologii. Kosmetyczki jej nie mają. Nie mają jej w wystarczającej mierze także kosmetolodzy. W czasie studiów medycznych zakres zdobywanej wiedzy jest nieporównywalnie większy. W dodatku cały czas uczula się przyszłych lekarzy na możliwe skutki uboczne wszelkich terapii i uczy się ich, jak reagować w takich przypadkach, szczególnie, że czas ma wtedy ogromne znaczenie. Pytałam kiedyś młodego człowieka, dlaczego poszedł na kosmetologię, a nie na medycynę, skoro ma zamiar zajmować się medycyną estetyczną. Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał pytania, bo odpowiedź jego była oczywista – bo kosmetologia jest prostsza. Z braku wykształcenia medycznego wynika niefrasobliwość, brak pokory i wyobraźni, co w ogóle może się zdarzyć w gabinecie.
Kto komu wchodzi w drogę
Kosmetyczki uważają, że lekarze próbują ograniczyć ich rozwój z pazerności. Zawsze wtedy pytam: „Zaraz, zaraz, ale kto tu wchodzi na czyj teren – lekarze na teren kosmetyczek, czy odwrotnie?”. Nie o pazerność chodzi, ale o bezpieczeństwo pacjenta. Wśród lekarzy też jest wielu partaczy, a powikłania zdarzają się nawet najlepszym, ale skala tego zjawiska jest nieporównywalna z liczbą powikłań po zabiegach, wykonanych przez kosmetyczki.
Pisałam na początku o kwasie hialuronowym i botoksie. Ale kosmetyczki robią też dziś takie zabiegi jak HIFU czy plasmage. To są inwazyjne zabiegi – nawet HIFU, które na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo bezpieczne, bo na wierzchu, na skórze, nie widać zmian. Oddawanie plazmy medycznej do rąk kosmetyczek jest moim zdaniem niewyobrażalną głupotą. Kosmetyczki tłumaczą często, że te zabiegi są proste i bezpieczne, bo istnieją przygotowane przez producentów maszyn protokoły zabiegowe, więc wiadomo, jak ustawić maszynę, żeby było bezpiecznie. To jest bardzo zwodnicze myślenie. To człowiek robi zabieg, a nie maszyna. Parametry producenta mogą być pewną wskazówką, punktem wyjścia, ale ostateczne decyzje podejmuje człowiek.
Kto chodzi do kosmetyczki
Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego klienci przychodzą do kosmetyczki na inwazyjne zabiegi, dlaczego wolą wypełnić usta kwasem hialuronowym u kosmetyczki, zamiast u lekarza medycyny estetycznej. Dowiedziałam się z rozmów, że mogą być dwie przyczyny. Pierwsza, że tak samo, jak kosmetyczki nie zdają sobie sprawy, że nie mogą wykonywać zabiegów pomimo, iż są dla nich organizowane oficjalne szkolenia, tak i pacjenci nie wiedzą, że kosmetyczki mogą nie być właściwymi osobami, choć oficjalnie wykonują zabiegi. Drugą przyczyną są pieniądze. Zabiegi u kosmetyczek są na ogół tańsze. To może wynikać z dużo niższych kosztów, jakie ponoszą, a te z kolei wynikają z kupowania tanich preparatów czy sprzętu, z niepewnych źródeł. Niższa cena zabiegów u kosmetyczek wynika też z samego funkcjonowania rynku. Otóż prawo rozróżnia działalność lekarzy medycyny estetycznej od działalności kosmetyczek nawet w ten sposób, że ci pierwsi mają dużo większe obostrzenia dotyczące lokalu, w którym praktykują (jego wielkości, sposobu wykończenia i wyposażenia, wymagań stawianych przez sanepid, itp), mają też obowiązek wykupić ubezpieczenie OC.
Jak widać, prawo wyraźnie i w wielu obszarach rozróżnia medycynę estetyczną od kosmetyki. Prawo rynku, oparte na zasadzie popytu i podaży, wyraźnie idzie w inną, niebezpieczną stronę.
Źródło:
Medycyna Młodości
ul. Oświatowa 14
01-366 Warszawa
tel.:(+48) 22 35 38 498
www.drbrumer.pl