wtorek, 05 listopada 2024
Miło Cię widzieć!

dietyDiety oparte na planie zakładającym spożycie węglowodanów niższe niż zalecane dla większości populacji wiążą się najczęściej ze wzrostem podaży pozostałych składników odżywczych: białka i tłuszczu. Mimo że moment narodzin diet niskowęglowodanowych często kojarzony jest z pracami doktora Atkinsa, ich historia sięga trochę dalej i rozpoczyna się nie w Stanach Zjednoczonych, lecz w Anglii. W roku 1863 William Banting, przedsiębiorca zajmujący się usługami pogrzebowymi, wydał broszurę pt. Letter on Corpulence Addressed to Public, w której opisał sposób na pozbycie się nadmiarowej masy ciała, opierający się na rezygnacji z pieczywa (którego sam Banting spożywał bardzo dużo), masła, mleka, cukru, piwa oraz ziemniaków.
Wydane porady stanowiły uwieńczenie eksperymentu, dzięki któremu autor wyleczył się z otyłości. Pomysłodawcą diety nie był sam przedsiębiorca, a jego lekarz – chirurg o nazwisku Harvey, jednak nazwa diety pochodzi od nazwiska Banting [1]. Mimo medialnego sukcesu diet niskowęglowodanowych liczne badania przeprowadzone w latach 1966-2003 nie udowodniły ich zwiększonej skuteczności w stosunku do diet niskokalorycznych. Co więcej, uważa się, że utrata tkanki tłuszczowej może być wyłącznie wynikiem restrykcji kalorycznych, nie węglowodanowych. Dietom o wysokiej zawartości białka zwierzęcego zarzuca się indukowanie takich chorób jak miażdżyca, niewydolność nerek i kamica nerkowa, osteoporoza, dna moczanowa, nadciśnienie tętnicze, a także osłabienie mięśni, hiper- i hipowitaminozy czy zaparcia [2, 3]. Niemniej jednak zainteresowanie ograniczonym spożyciem węglowodanów nie słabnie, znajdując także zastosowanie w medycynie – w onkologii czy leczeniu padaczki u dzieci [2, 3]. Z pomysłu restrykcji węglowodanowych w dietach służących obniżeniu masy ciała skorzystało wielu twórców książek zawierających odchudzające plany żywieniowe.
Pomimo istotnych różnic w ich zasadach podstawowy mechanizm, dzięki któremu organizm powinien spalać tkankę tłuszczową, pozostaje ten sam. Dieta South Beach Dieta South Beach stała się popularna w 2003 roku dzięki książce napisanej przez dra Arthura Agatstona, amerykańskiego kardiologa. Agatston winą za epidemię otyłości obarcza propagowaną od lat osiemdziesiątych przez liczne towarzystwa medyczne oraz organizacje
zajmujące się żywnością, w tym Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych USDA (United States Department of Agriculture), dietę bogatą w węglowodany i jednocześnie ubogą w tłuszcze. Twierdzi on jednak, że sama struktura piramidy zdrowego żywienia stworzona przez USDA nie jest tak silną przyczyną złego stanu zdrowia ludności jak błędna jej interpretacja, szczególnie w kwestii rodzaju węglowodanów złożonych. Dla społeczeństwa stanowią one bowiem, zgodnie z zaleceniem, podstawę żywienia, jednak powszechnie spożywane są głównie w formie łatwo przyswajalnej (przeważnie w postaci produktów z mąki oczyszczonej) [4]. Nadmierna podaż węglowodanów prostych oraz złożonych łatwo przyswajalnych prowadzi do hiperinsulinizmu, otyłości, insulinooporności oraz cukrzycy typu II, które to zjawiska tworzą błędne koło nieprawidłowego metabolizmu glukozy i towarzyszących mu schorzeń. U swoich pacjentów odżywiających się w opisany wcześniej sposób dr Arthur Agatston zaobserwował także niskie poziomy cholesterolu HDL (high-density lipoprotein), wysokie stężenia glukozy we krwi oraz wysoki poziom trójglicerydów [4]. Dieta South Beach bywa porównywana do diety dra Atkinsa ze względu na podobną pierwszą, dwutygodniową fazę niskowęglowodanową. Jednak w późniejszych fazach ważniejszy jest w niej dobór odpowiedniego rodzaju węglowodanów aniżeli ich eliminacja. Różnica tkwi także w źródłach białka. Agatston, w przeciwieństwie do Atkinsa, przestrzega przed niezbędnymi nienasyconymi kwasami tłuszczowymi NNKT i proponuje chude mięso i ryby [5].

 

Dieta South Beach z założenia ma przypominać w strukturze dietę śródziemnomorską, obfitującą w:

  • świeże warzywa i owoce (nie na pierwszym etapie diety) jako źródła błonnika, witaminy A i C, żelaza, magnezu, wapnia oraz związków fitochemicznych;
  • chude mięso i ryby dostarczające pełnowartościowego białka;
  • oleje roślinne o wysokiej zawartości NNKT i omega-3;
  • chudy nabiał jako źródło wapnia i witaminy D;
  • produkty zbożowe o dużej zawartości błonnika pokarmowego i witamin z grupy B [4].

Powinna charakteryzować się także niskim indeksem glikemicznym, co pomaga w zwalczaniu insulinoopornosci [4, 6]. Autor docenia zarówno rolę kwasów omega-6, jak i omega-3 i zwraca czytelnikowi uwagę na zależność działania tych związków od ich wzajemnego stosunku ilościowego (zalecany 2-4:1). Niestety jednocześnie poleca bogaty w kwasy omega-6 olej słonecznikowy czy olej z pestek winogron (stosunek omega-6:omega-3 odpowiednio
335:1, 173:1) [4, 7].

 

Zasady diety
Dr Agatston nie zaleca przechodzenia przez etap pierwszy tym, którzy chcieliby schudnąć tylko kilka kilogramów. Pierwsza faza diety trwa dwa tygodnie i pełni funkcję motywującą – ze względu na drastyczne restrykcje w zakresie węglowodanów utrata masy ciała jest według autora najbardziej spektakularna. Dodatkowym efektem eliminacji większości węglowodanów powinno być zahamowanie napadów głodu przez brak gwałtownych skoków stężenia glukozy we krwi [4]. Produktami niedozwolonymi w tej fazie są: wszelkiego rodzaju pieczywo (a także ciastka, ciasta, krakersy, gofry, muffiny itp.), makaron, ryż, mąka, płatki i otręby zbożowe, chipsy, popcorn, batoniki, warzywa skrobiowe (buraki, marchew, kukurydza, zielony groszek, słodkie i białe ziemniaki, rzepa, dynia piżmowa), napoje (prócz warzywnych), soki i nektary owocowe, owoce (w każdej postaci), pełnotłusty nabiał (zalecany jest odtłuszczony lub zawierający maksymalnie 1% tłuszczu), utwardzony tłuszcz roślinny, masło, smalec, wyroby masarskie zawierające cukry, tłusty drób,pasztety, ciemne mięso z kurczaka i indyka (nogi i skrzydła), przetwory drobiowe, takie jak gotowe nuggetsy i paszteciki, mostek, wątroba i żebra wołowe oraz inne tłuste części, ketchup, zupy i sosy w proszku (dozwolone są te do 3 g cukru/100 g), substancje słodzące zawierające sacharozę (bądź cukry, z których jest ona zbudowana), alkohole [4].

 

Tabela 1. Źródła e nergii w diecie South Beach i śródziemomorskiej (%) oraz spożycie błonnika (g) i cholesterolu (mg) [8, 10]

Składnik

Dieta

South Beach

Dieta Śródziemnomorska

Węglowodany

10-28

55

Tłuszcz

39-62

30-40

Białko

23-33

15

Nasycone kwasy tłuszczowe

12

<10

Jednonienasycone kwasy tłuszczowe

10

15-29

Wielonienasycone kwasy tłuszczowe

5

5

Cholesterol

200-300

200

Błonnik

15

20

 

Dozwolone są zaś: chude białko mięsa (m.in. chuda wołowina, górka, nerkówka lub udziec z cielęciny, chude wędliny, drób bez skóry), warzywa, nasiona, owoce morza i ryby (także tłuste, z wyjątkiem gromadzących rtęć białego tuńczyka, marlina, rekina czy miecznika), nasiona roślin strączkowych, jaja, niskotłuszczowy nabiał, oleje roślinne (do 2 łyżek olejów dziennie), niewielkie ilości orzechów, słodycze do 75-100 kcal (takie jak: czekolada bezcukrowa w proszku, galaretka bez cukru, lody mleczne bez cukru, syrop czekoladowy bez cukru) [4].


Druga faza diety zakłada spadek masy ciała w granicach 0,5-1 kg tygodniowo. W pierwszym tygodniu tego etapu dozwolona jest jedna porcja owoców i produktów skrobiowych (zalecana do śniadania) dziennie. Dla zmniejszenia ryzyka wzrostu stężenia glukozy we krwi owoc powinien być spożywany w połączeniu z produktem białkowym. W przypadku braku uczucia sytości po posiłku węglowodanowym autor zaleca zamianę produktu na inny lub spożycie do tego posiłku dodatkowej porcji białka. W kolejnych dniach diety, aż do dwóch tygodni, rośnie liczba dozwolonych porcji produktów węglowodanowych do trzech i owoców do dwóch dziennie. Porcje określa lista rozszerzająca fazę I o nowe produkty. Nie znajdują się na niej takie owoce
jak ananas, arbuz, daktyle, figi, liczi, rodzynki czy soki owocowe. Lista dozwolonych produktów zbożowych nie zawiera m.in. pieczywa, płatków owsianych błyskawicznych, ziemniaków czy niektórych rodzajów ryżu [4].

Fazę trzecią autor poleca do stosowania na całe życie. Polega ona na rozsądnych wyborach żywieniowych, wyuczonych w poprzednich fazach. Produkty zabronione stają się w niej dozwolonymi (w rozsądnych ilościach). Na tym etapie przestaje obowiązywać obligatoryjna zasada dwóch przekąsek między posiłkami [4].

 

Kontrowersje
Dr Agatston nie nazywa swojej diety niskowęglowodanową, lecz polegającą głównie na wyborze prawidłowych źródeł węglowodanów [7]. Jednak analiza diety, opublikowana w American Journal of Nutrition, udowadnia niską zawartość tego składnika w jadłospisach opracowanych na zasadach South Beach [8]. Dodatkowo największy spadek masy ciała obserwuje się właśnie na etapie restrykcji węglowodanowych. Struktura energetyczna diety dość silnie
odbiega od założeń diety śródziemnomorskiej, na podstawach której według autora South Beach powstała. Mimo iż autor nie określa konkretnych ilości produktów w jadłospisie, badacze zauważają że „w trzeciej fazie zawartość tłuszczu w diecie zwiększa się do poziomu 40–60% całkowitego zapotrzebowania energetycznego” [9]. Tylko dolna granica tego przedziału odpowiada spożyciu tłuszczu ogółem przez Kreteńczyków w latach 70. Wyższe wartości nie są zgodne z zasadami diety śródziemnomorskiej. Także ilość białka przekracza 50% spożycia tego składnika w stosunku do zaleceń opracowywanych na podstawie badania Seven Countries Study [9].

 

W zestawieniu z założeniami omawianej diety zaskakująca wydaje się być także dość niska zawartość błonnika pokarmowego. „EFSA (2010) opublikowała wartości wystarczającego spożycia błonnika dla dorosłych równe 25 g/d (...). Panel ekspertów EFSA wskazuje, że w niektórych przypadkach u ludzi dorosłych spożycie błonnika wyższe od 25 g/d może dawać efekt pozytywny w utrzymaniu należytej masy ciała czy w redukcji chorób dietozależnych” [11].

 

W 2003 roku czwórka redaktorów z magazynu Health zgodziła się wziąć udział w eksperymencie sprawdzającym skuteczność diety South Beach. Zostali oni poproszeni o przestrzeganie zasad diety oraz prowadzenie dzienników, w których mieli zapisywać spostrzeżenia pojawiające się w trakcie eksperymentu. Efektem dotyczącym wszystkich uczestników był spadek masy ciała, jednak nie większy niż 8 funtów (z obiecywanych przez autora 8-13
funtów). Uczestnicy zanotowali w trakcie trwania diety: zmęczenie, rozdrażnienie oraz napady głodu. Jedna z uczestniczek skarżyła się na wysoki koszt i czasochłonność ścisłego trzymania się jadłospisów zawartych książek (dr Agatston zaznacza jednak, że podane przez niego jadłospisy stanowią wyłącznie propozycje) [12]. Faza pierwsza diety – mająca służyć zmniejszeniu napadów głodu przez wpływ na insulinooporność – według badaczy z Harvard Medical School Health nie może być skuteczna sama w sobie, choćby w związku z krótkim czasem trwania [5]. Badania przeprowadzone na pacjentach z niealkoholowym stłuszczeniem wątroby (NAFLD) także nie wykazały poprawy wrażliwości na insulinę, spadku stężenia białka C-reaktywnego we krwi, wzrostu stężenia cholesterolu HDL ani zmniejszenia stopnia stłuszczenia wątroby po zastosowaniu diety South Beach, w przeciwieństwie do efektów diety śródziemnomorskiej [8]. Pomimo iż dieta dra Agatstona powinna zbliżać konsumentów do wyboru zdrowych i wartościowych produktów spożywczych, autor na listach produktów dozwolonych umieszcza np. sosy w proszku, gotowe tortille, syropy czekoladowe bez cukru (zawierające często syrop glukozowo-fruktozowy) czy dietetyczną colę [10] (warto w tym miejscu wspomnieć o obecności w tym produkcie karmelu, powodującego wzrost stężenia enzymów wątrobowych oraz produktów nieenzymatycznej glikacji białek, których nagromadzenie nasila insulinooporność i stan zapalny [13]). Na nasilenie procesów glikacji białek może wpłynąć także wysoka podaż tłuszczu [14]. Wśród produktów zalecanych znajduje się czerwone wino, które nie powinno być polecane osobom z podwyższonym stężeniem trójglicerydów we krwi (o czym autor nie wspomina) [1].

 

Analiza dziennych jadłospisów układanych zgodnie z zasadami diety wykazała w niej niedobory: wit. B1, B5, B7, D, E, wapnia, chromu, żelaza, jodu, potasu, magnezu oraz cynku [15]. W późniejszych fazach diety obserwuje się powrót zapotrzebowania na słodkie przekąski. Autor w takich przypadkach zaleca powrót do fazy pierwszej [4]. Dieta South Beach, a w szczególności jej pierwsza faza, nie powinna być stosowana przez pacjentów z chorobami,
przy których niezalecana jest gwałtowna utrata masy ciała, czyli m.in. NAFLD, dna moczanowa, kamica pęcherzyka żółciowego. Wysokie spożycie puryn, rozpadających się do kwasu moczowego, dodatkowo wyklucza zastosowanie diety u pacjentów z dną moczanową [2]. Niebezpieczeństwo kwasicy ketonowej wyklucza także jej stosowanie u pacjentów z cukrzycą typu I [16]. Ponadto „(...) spożywaniu dużych ilości białka może towarzyszyć
hiperkalciuria sprzyjająca osteoporozie, a także kwasica oraz zwiększone ryzyko powstawania kamieni nerkowych zbudowanych ze szczawianu wapnia” [11].

 

Niektórzy autorzy zwracają także uwagę na związek spektakularnej utraty masy ciała w pierwszej fazie diety i utracie wody towarzyszącej restrykcji węglowodanów w pierwszym tygodniu jej stosowania. Odwadnianie to wynika z utraty glikogenu (2 gramy wody usuwane na każdy 1 gram glikogenu)
oraz utraty związków ketonowych z moczem [2].

 

Aktualizacja książki dra Agatsona zawiera zestaw ćwiczeń niezbędnych do uzyskania pożądanej masy ciała, co może budzić wątpliwości co do skuteczności samej diety.

 

Zalety

Z drugiej strony jednak promowanie aktywności fizycznej w drodze do wymarzonej sylwetki jest niewątpliwą zaletą książki Dieta South Beach turbo. Nie ulega też wątpliwości, że efektem diety plaż południowych jest utrata masy ciała i zmniejszenie obwodu talii. Obserwuje się także spadek stężenia trójglicerydów, cholesterolu całkowitego oraz cholesterolu LDL (w niektórych badaniach wykazano jednak wzrost lub brak zmiany w zakresie cholesterolu LDL) [2, 8, 17].

 

Wśród produktów promowanych przeważa żywność zdrowa, bogata w witaminy, minerały, tłuszcze jednoi wielonienasycone, chude białko i błonnik. Spożywanie posiłków w wyznaczonych odstępach czasowych pozwala na zmniejszenie ryzyka objadania się oraz gwałtownych wahań poziomu glukozy.

 

Autor zaznacza rolę produktów o niskim indeksie glikemicznym, których skuteczność w zwalczaniu insulinooporności została wielokrotnie udowodniona [6]. Dieta jest łatwa w stosowaniu, nie wymaga liczenia kalorii ani masy produktów. W szczegółowym opisie diety można znaleźć jej wersję dla różnych kuchni, m.in. chińskiej, greckiej, japońskiej czy meksykańskiej [4]. Niektórzy autorzy zwracają uwagę na skuteczność diety w obniżeniu stężenia apolipoproteiny B we krwi [17].

 

Wnioski
Dieta South Beach wydaje się być skuteczna w procesie odchudzania, niektórzy badacze zwracają jednak uwagę na jej nieskuteczność w leczeniu insulinooporności, zaś pacjenci – na powrót w fazie trzeciej do masy ciała sprzed stosowania diety. Dieta plaż południowych może nieść ze sobą ryzyko niedoboru niektórych składników odżywczych, jednak mimo licznych prób analizy ich zawartości w jadłospisach wyniki mogą być niemiarodajne
przez brak ściśle określonych zasad dotyczących dziennej ilości poszczególnych produktów spożywczych. Ta niedokładność może także rodzić trudności w interpretacji zasad diety przez pacjentów. Pozytywnie należy ocenić dobór większości produktów polecanych w diecie, jednak niektóre z nich wzbudzają spore wątpliwości w zakresie korzystnego działania na zdrowie. Pomimo kilku nieprawidłowości warto zwrócić uwagę na wartość edukacyjną
diety w zakresie wyboru rodzaju żywności. Częste powroty do fazy pierwszej i drugiej niosą ze sobą ryzyko schorzeń układu moczowego, krążenia
i kostnego. W pewnych jednostkach chorobowych mogą także skutkować nasileniem dolegliwości.

 

Dieta Optymalna (Kwaśniewskiego)

Dieta Kwaśniewskiego należy do diet niskowęglowodanowych i wysokotłuszczowych. Jej twórcą jest dr Jan Kwaśniewski. Przez wiele lat był wojskowym dietetykiem i to w wojsku zaobserwował, że ogólnie przyjęty model diety wysokowęglowodanowej powoduje u żołnierzy senność i osłabienie. Dlatego po dokonaniu wielu testów biochemicznych i obliczeń wymyślił sposób żywienia zwany dietą optymalną (Kwaśniewskiego) [18].

 

O tym sposobie żywienia powstało 12 książek i 600 artykułów. Książki tłumaczone były na język angielski, niemiecki, czeski i rosyjski. Osoby stosujące ten rodzaj żywienia można spotkać w ok. 100 krajach, a lekarzy, którzy stosują w praktyce żywienie optymalne, jest kilkuset [18].

 

Podstawy żywienia optymalnego
Dr Kwaśniewski uważa, że komórki ludzkiego ciała są właściwie nieśmiertelne, ale tylko wtedy, gdy dostarczy im się ilościowo i jakościowo niezbędne składniki oraz jak najszybciej usunie się ze środowiska szkodliwe odpady przemiany materii. Gdyby takie warunki udało się zapewnić człowiekowi, to prawdopodobnie nie podlegałby procesom starzenia się i mógł żyć wiecznie lub znacznie dłużej niż obecnie. W praktyce jest to niemożliwe. Dlatego ważne jest podejmowanie działań, które spowolnią proces starzenia się organizmu. Długość życia zależy głównie od czynników środowiskowych, a  przede wszystkim od sposobu odżywiania się. Odpowiednie żywienie powinno pokrywać zapotrzebowanie na energię, białko, tłuszcze, węglowodany i składniki odżywcze oraz ograniczać powstawanie toksycznych produktów przemiany materii i wspomagać ich wydalanie [18, 19].

 

Założenia diety
Według założeń diety człowiek powinien spożywać białko, które chemicznie jest najbardziej zbliżone do białka ludzkiego organizmu. Takie proteiny najlepiej wpływają na budowę czy regenerację tkanek i występują w żółtkach jaj, wątrobie i nerkach [19].

 

Nadmiar protein jest szkodliwy. Szczególnie gdy spożycie białka przekracza 150 g/d. W skład białek wchodzi azot, który jest metabolizowany do amoniaku, a następnie do mocznika. Właśnie nadmiar tych produktów może obciążać nerki i powodować ich niszczenie [19]. Aby określić, ile białka powinien zjeść dany człowiek, należy zbadać jego poziom aminokwasów wolnych we krwi i poziom azotu polipeptydowego. Zapotrzebowanie na białko jednak zmienia się w zależności od tego, czy spożywane jest z węglowodanami, czy z tłuszczami. Jeżeli spożywane jest z tłuszczami, poziom jego zapotrzebowania spada [19].

 

Dość kontrowersyjnym założeniem jest teza mówiąca, że człowiek nie potrzebuje samych witamin, a enzymów, w skład których wchodzą witaminy, dlatego należy spożywać produkty, które mają gotowe enzymy, jak np. wątróbkę wieprzową, kaszankę, salceson, zamiast żelaza w tabletkach czy zastrzykach. W tłuszczach zwierzęcych występuje prawie tyle samo enzymów i składników odżywczych, ile człowiek potrzebuje do metabolizmu tłuszczu. Człowiek powinien spożywać tłuszcz zwierzęcy, ponieważ dostarcza wtedy do swojego organizmu składniki budulcowe oraz materiał niezbędny do metabolizowania tłuszczu [19].

 

Należy również spożywać kwasy nasycone, które są lepiej przyswajalne przez człowieka niż te nienasycone. Tłuszcze wielonienasycone – oleje roślinne – w organizmie człowieka są utleniane, co w wielu procesach powoduje powstanie wody utlenionej, która zabija wszystko, co żyje. Może to powodować
powstawanie stanów zapalnych i uszkodzeń, których konsekwencją jest miażdżyca czy nowotwory [19].

 

Według zaleceń diety Kwaśniewskiego najlepszymi tłuszczami są te zawarte w żółtkach jaj, śmietanie, maśle, łoju wieprzowym, baranim, smalcu gęsim, słoninie, smalcu wieprzowym. Z tłuszczów roślinnych dozwolone są: oliwa z oliwek, olej słonecznikowy, orzechy laskowe, włoskie, ziarna sezamu, wiórki kokosowe [19].

 

Węglowodany dzielimy na monocukry (glukoza, fruktoza), dwucukry (sacharoza, laktoza) i wielocukry (skrobia). Dla ludzkiego organizmu najlepsza jest skrobia, ponieważ jest wolno trawiona i wolniej uwalniana do krwi, co zapobiega powstawaniu hipoglikemii między posiłkami. Najgorszym cukrem dla człowieka jest fruktoza, która występuje głównie w miodzie, owocach i soku buraczanym. Fruktoza powoduje szybszy wzrost poziomu cukru we krwi niż glukoza, co przyczynia się do nadmiernego wydzielania insuliny przez trzustkę, a w konsekwencji rozwoju cukrzycy typu II [19].

 

Podstawową zasadą diety Kwaśniewskiego jest zachowanie odpowiedniego stosunku między trzema najważniejszymi składnikami. Można przyjąć, że 1:2,5-3,5:0,5. Oznacza to że na 1 g białka powinno przypadać 2,5-3,5 g tłuszczu i 0,5 g węglowodanów. Są pewne przypadki, w których należy zachować
odstępstwa od tej zasady. Osoby otyłe w pierwszych miesiącach diety powinny zastosować stosunek 1-2 g tłuszczu do 1 g białka. Jeżeli osoba jest bardzo aktywna, powinna spożywać nawet do 5 g tłuszczu ze względu na zwiększone zapotrzebowanie energetyczne [19].

 

Wady i zalety diety
Instytut Żywności i Żywienia w roku 2004 przygotował  ekspertyzę dotyczącą diety Kwaśniewskiego w oparciu o literaturę światową i polskie badania. Dietę Kwaśniewskiego uznano za niezgodną z zasadami prawidłowego żywienia, ponieważ dostarcza za mało witaminy C, witamin z grupy B, wapnia, potasu, magnezu i miedzi. Potwierdzono za to jej skuteczność w odchudzaniu, wynikającą z obniżonej wartości energetycznej diety [20].

 

W roku 2008 przebadano osoby, które stosowały żywienie optymalne ok. 3 lat. Okazało się że osoby te miały niskie stężenie trójglicerydów, wysokie stężenie cholesterolu HDL, prawidłowe stężenie całkowitego cholesterolu oraz frakcji tzw. złego cholesterolu LDL (Low Density Lipoprotein) [20].

 

W badaniu przeprowadzonym przez Fostera i wsp. zaobserwowano po 6 miesiącach większy spadek masy ciała u osób stosujących dietę niskowęglowodanową w porównaniu z dietą niskotłuszczową. Jednak po 12 miesiącach stosowania obu diet różnice w spadku masy ciała nie były
statystycznie istotne [24].

 

Gannon i Nuttall porównali efekt zastosowania diety niskowęglowodanowej z wysokowęglowodanową u osób chorujących na cukrzycę typu 2. Okazało się, że zastosowanie diety o zmniejszonej zawartości węglowodanów spowodowało obniżenie stężenia glukozy we krwi. Na tej podstawie American Diabetes Association, North American Society for the Study of Obesity oraz American Society for Clinical Nutrition uznały, że dieta niskowęglowodanowa może być lepsza niż dieta niskotłuszczowa do rozpoczęcia procesu chudnięcia i kontroli glikemii u pacjentów z cukrzycą typu 2 [21].

 

W badaniu opinii społecznej na temat wpływu diety Kwaśniewskiego osoby stosujące ten sposób żywienia częściej niż osoby na tzw. diecie normalnej deklarowały pozbycie się problemu nadwagi oraz poprawę wydolności. Osoby te również częściej deklarowały poprawę glikemii i lepszą kontrolę cukrzycy typu 2 [22].

 

Wysokie spożycie tłuszczu przy jednoczesnym ograniczeniu spożycia węglowodanów prowadzi do powstawania ciał ketonowych takich jak aceton, β-hydroksymaślan, metylglioksal i acetooctan. Związki te przyczyniają się do powstawania kwasicy ketonowej, glikowania białek czy stresu oksydacyjnego [14].

 

W badaniach naukowych nie ma zgodności co do wpływu diety wysokotłuszczowej na poziom cholesterolu całkowitego we krwi. Może być to spowodowane różnym stanem zdrowia osób biorących udział w badaniach. W wielu badaniach obserwuje się obniżenie poziomu cholesterolu we krwi, co można wytłumaczyć ograniczoną syntezą własną tego składnika przez jego wysoką podaż z pożywieniem.

 

Dieta niskowęglowodanowa i wysokotłuszczowa jest też nazywana dietą ketogenną. Od ponad 90 lat stosuje się ją u pacjentów z oporną na leki padaczką. Przeanalizowano dokumentację 20 dzieci – pacjentów Kliniki Neurologii ICZMP w Łodzi. Po zastosowaniu diety ketogennej 3 pacjentów przestało mieć napady, a u 16 zaobserwowano ponad 50% redukcję częstotliwości napadów. U tych dzieci zmniejszono również dawki leków przeciwpadaczkowych lub całkowicie je odstawiono [23].

 

Wnioski
Podsumowując, dieta Kwaśniewskiego wzbudza wiele kontrowersji ze względu na dostarczanie dużej ilości tłuszczów, szczególnie nasyconych, małej ilości węglowodanów i błonnika pokarmowego. Jednak coraz więcej badań wskazuje na korzystne efekty zastosowania takiej diety u osób z cukrzycą czy padaczką.

 

Dieta Dukana

Dieta Dukana została stworzona przez Francuza Pierre’a Dukana ponad 30 lat temu. Sławę zyskała jednak dopiero po opublikowaniu we Francji Diety Dukana. W Wielkiej Brytanii książka ukazała się w roku 2010, a w USA w roku 2011. Na całym świecie sprzedan ponad 10 milionów egzemplarzy
[25].

 

Geneza diety
Pierre Dukan po raz pierwszy spotkał się z problemem otyłości w paryskim szpitalu, gdzie pracował jako internista. Jednym z jego pacjentów był otyły mężczyzna cierpiący na astmę, który od dziecka nie mógł się odchudzić. W tamtym okresie uważano, że nadmiar masy ciała można zniwelować, stosując niskokaloryczne i małe objętościowo posiłki, ale pacjent ten nie miał wystarczającej motywacji; zależało mu również na niewykluczaniu z jego diety mięsa. Pierre Dukan zaordynował zatem posiłki składające się tylko z chudego mięsa pieczonego na grillu oraz dużej ilości wody. Po 5 dniach pacjent stracił 5 kg, miał dobre samopoczucie i nie chrapał [26].

 

Po 20 dniach stosowania wysokobiałkowej diety mężczyzna utracił 10 kg, a wykonane badania krwi nie wykazywały nic niepokojącego. W tym czasie do diety zostały wprowadzone przetwory mleczne, jaja, warzywa, a ilość wody zwiększono do 3 litrów. Pacjent przestał w tym czasie tracić na wadze,  dlatego Dukan zalecił naprzemienne stosowanie diety z samych białek i diety białkowo-warzywnej. Od tego czasu Dukan stosował tę dietę u różnych pacjentów i ciągle ją udoskonalał [26].

 

Pacjenci po wprowadzeniu innych produktów zaczynali  zwiększać masę ciała, dlatego Dukan wymyślił tzw. hamulec, który ogranicza spontaniczne spożywanie produktów mogących przyczyniać się do ponownego przybierania na wadze [26].

 

Pierre Dukan w swojej książce pt. Nie potrafię schudnąć taki sposób żywienia zaleca osobom, które próbowały już wszystkiego, a dalej nie są w stanie utrzymać prawidłowej masy ciała [26].

 

Założenia diety
Wg założeń Dukana osoba otyła rozpoczynająca odchudzanie potrzebuje diety, która da w pierwszej fazie szybkie efekty utraty kilogramów i zmotywuje do dalszego przestrzegania takiego sposobu żywienia. Do tego potrzebny jest plan, który taka osoba będzie realizowała do końca życia [26].

 

Podstawą diety jest połączenie faz – białkowej (redukcja masy ciała) i białkowo-warzywnej (unormowanie masy ciała). Taki sposób żywienia otrzymał nazwę protal i jest planem utraty masy ciała, który składa się z czterech etapów [26].

 

Protal I – faza uderzeniowa
Faza uderzeniowa powinna trwać 5 tygodni. W tym czasie dozwolone jest spożywanie chudego mięsa grillowanego lub pieczonego, podrobów (wątroba drobiowa, wołowa i cielęca, ozory cielęce lub wołowe oraz cynadry), chudych wędlin (chuda szynka, golonka, wędlina wieprzowa lub drobiowa, zawartość tłuszczu do 4%). Drób należy spożywać bez skóry (najwięcej tłuszczu) [27].

 

Zabronione jest spożywanie szynki wędzonej, kaczek, gęsi. Dozwolone jest spożywanie ryb tłustych: sardynka, makrela, tuńczyk, łosoś, oraz chudych: dorsz, pstrąg czy miętus. Można je podawać w postaci surowej, pieczonej, wędzonej albo gotowanej. W tej fazie można również spożywać owoce morza: krewetki, kraby, homary czy ostrygi. Z chudego nabiału dozwolone są odłuszczone twarogi, serki homogenizowane, jogurty naturalne (owocowe max 2 razy na dobę). Z kolei jaja można spożywać w każdej postaci [27].

 

Bardzo ważne jest, aby wypijać co najmniej półtora litra nisko zmineralizowanej wody, ponieważ przyśpiesza to oczyszczanie z toksyn. Kawę i herbatę można słodzić słodzikiem. Dozwolone przyprawy to: ocet, tymianek, pietruszka, cebula, szczypiorek, czosnek, musztarda, sól, sok z cytryny [27].

 

Przy takim sposobie żywienia nie powinno występować uczucie głodu, a duże ilości białka dostarczają składniki odżywcze niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu oraz budowy mięśni, kości, skóry, paznokci, krwi i innych tkanek. Proteiny są też źródłem energii – 1 g dostarcza ok. 4 kcal. Dzięki temu osoba stosująca tę dietę nie czuje się osłabiona [27].

 

Protal II – faza równowagi
Głównym celem tej fazy jest dalszy, mniej gwałtowny spadek masy ciała. Dozwolone jest spożywanie niewielkiej ilości węglowodanów. Jest to faza, w której naprzemiennie spożywa się wszystkie białka z fazy uderzeniowej oraz surowe i gotowane warzywa. Przez 5 dni stosuje się dietę białkową, a przez następne 5 dni warzywną.  U osób, które nie akceptują takiego systemu, dozwolony jest schemat: jeden dzień diety białkowej i jeden dzień diety warzywnej [27].

 

Standardowe śniadanie w takiej diecie to niesłodzony napój, porcja białka, porcja produktów mlecznych i dwie kromki chleba pełnoziarnistego. Obiad składa się z sałatki albo 150-200 g chudego mięsa lub ryby. Dozwolone są: pomidory, ogórki, szpinak, cukinia, pory, szparagi, zielona fasolka,
papryka, kapusta, grzyby, seler, koper, sałata, cykoria, rzodkiewki, marchewki, buraki. Te produkty można jeść bez ograniczeń. W tygodniu dietę można uzupełnić dwoma kawałkami owoców, dwiema kromkami chleba, porcją produktu ze skrobią (makaron, ryż, pszenica bulgur) [27].

 

Ten etap trwa aż do osiągnięcia zamierzonej masy ciała. Szybkość spalania tkanki tłuszczowej zależy od cech genetycznych, rodzaju wykonywanej pracy oraz uprawianego sportu. Od ilości utraconych kilogramów w I i II fazie zależy długość III etapu [27].

 

Protal III – faza utrwalenia
Powrót do „normalnej diety” spowodowałby ponowny przyrost masy ciała i zniszczył efekty ciężkiej pracy, dlatego faza III ma na celu ochronę przed efektem jo-jo i utrwalenie nawyków żywieniowych [27].

 

Długość trwania etapu jest indywidualna, ponieważ zależy od ilości zrzuconych kilogramów. Na każdy utracony kilogram powinno przypadać 10 dni diety. Dla przykładu: gdy w dwóch pierwszych fazach utracono 9 kg, to
faza III będzie trwała 90 dni [27].


Dozwolone są produkty zbożowe takie jak: pełnoziarniste pieczywo, makaron, ryż oraz ziemniaki, nie częściej niż dwa razy w tygodniu. Można też spożywać owoce o niewielkiej zawartości cukru, ale ciągle nie wolno jeść bananów, winogron oraz czereśni. Dwa razy w tygodniu dozwolony jest pełny obiad z przystawką i kieliszkiem czerwonego wina, ale dzień po takim posiłku trzeba powrócić do fazy I diety. Wielu ludzi w tym okresie zaprzestaje stosowania diety, dlatego powracają do poprzedniej masy ciała [27].


Protal IV – faza stabilizacji
W tej fazie można jeść wszystko, na co ma się ochotę, za wyjątkiem słodyczy, należy też unikać słodzenia kawy i herbaty. Śniadanie powinno być bogate w nabiał. Jeden dzień w tygodniu powinien być powrotem do fazy uderzeniowej. Faza stabilizacji ma na celu utrzymanie masy ciała i najlepiej jest, jeśli trwa do końca życia [27].


Wady, zalety, badania naukowe
Przy stosowaniu diety wysokobiałkowej występuje niedobór błonnika, który może prowadzić do zaparć i w konsekwencji do rozwoju raka jelita grubego. Za mało jest w niej również witamin (szczególnie antyoksydacyjnych i z grupy B) oraz minerałów, przede wszystkim wapnia, którego wchłanianie jest utrudnione przy nadmiarze białka w diecie [30].

 

Taki sposób żywienia niekorzystnie wpływa na nerki i wątrobę, szczególnie gdy te narządy są uszkodzone. Dieta bogata w białko powoduje dodatni bilans azotowy, co powoduje zwiększone wytwarzanie mocznika i amoniaku, a to nadmiernie obciąża nerki i wątrobę [30].

 

Hession i wsp. dokonali przeglądu 13 badań z lat 2000-2007 porównujących diety wysokobiałkową/niskowęglowodanową i niskotłuszczową/niskokaloryczną trwające co najmniej pół roku u osób z nadwagą (BMI>28). Okazało się, że dieta niskowęglowodanowa przynosiła lepsze o ok. 4 kg rezultaty niż dieta niskokaloryczna po pół roku stosowania, a po roku – o ok. 1 kg [29]. Badanie przeprowadzone przez Funga i wsp. na grupie 85 168 kobiet w wieku 34-59 lat i 44 548 mężczyzn w wieku 45-75 lat wykazało dodatnią korelację między zastosowaniem diety wysokobiałkowej i wzrostem śmiertelności. Wykazano, że główną przyczyną zgonów było wysokie spożycie tłuszczu ukrytego pochodzącego z białka zwierzęcego. Taki sposób żywienia powodował wzrost śmiertelności ogółem o 23%, zgonów sercowo-naczyniowych o 14%, a zgonów z powodu nowotworów o 28%.
Dieta, w której przeważały tłuszcze roślinne, powodowała ogólne zmniejszenie śmiertelności o 20%, a o 23% – zgonów z przyczyn sercowo-naczyniowych [28].

 

Sacks i wsp. porównali 4 diety o różnej zawartości tłuszczów, białek i węglowodanów (20, 15 i 65%; 20, 25 i 55%; 40, 15 i 45%; 40, 25 i 35%) u 811 osób z nadwagą. Stwierdzono podobną utratę masy ciała po 6 miesiącach i po 2 latach. Dlatego badacze uznali, że redukcja masy ciała jest zależna od ograniczenia kaloryczności, a nie składu diety [28].

 

Wnioski
Dieta Dukana przynosi szybki spadek masy ciała, szczególnie w pierwszej fazie, jednak jest monotonna i niedoborowa, jeżeli chodzi o błonnik, witaminy antyoksydacyjne czy składniki mineralne jak potas czy magnez. Istnieje wiele dowodów wskazujących, że taki sposób żywienia nadmiernie obciąża nerki i wątrobę oraz może przyczyniać się do nowotworów jelita grubego.

 

Zakończenie
Wspólnym celem opisanych diet jest utrata masy ciała osiągnięta przez wprowadzenie organizmu w stan ketozy [16]. Przy drastycznym ograniczeniu spożycia węglowodanów poziom glukozy we krwi spada do poziomu niewystarczającego do zaspokojenia potrzeb energetycznych organizmu, co skutkuje syntezą ketonów i glukozy z tłuszczów i białek [16]. Z raportu opublikowanego w 2010 roku przez Guidelines for Americans wynika, że z braku długoletnich obserwacji diety zawierające więcej niż 35% energii z białek i mniej niż 45% energii z węglowodanów nie są rekomendowane. Niewątpliwą zaletą takiego sposobu odżywiania się jest spektakularny efekt utraty masy ciała, co pociąga za sobąmotywację do dalszej pracy nad sobą. Na uwagę zasługuje także efekt zmniejszenia łaknienia (na etapie największych restrykcji węglowodanowych) i obniżenie poziomu glukozy we krwi, co może być korzystne u chorych z cukrzycą typu 2 [20]. Wpływ diet niskowęglowodanowych na insulinooporność nie jest jednak jednoznaczny, zaś początkowy gwałtowny spadek masy ciała, jak twierdzi wielu przeciwników diet nieskowęglowodanowych, spowodowany jest wzmożoną diurezą (na skutek zmniejszania się rezerw glikogenu i zwiększonego wydalania produktów przemiany materii), niską wartością energetyczną proponowanych jadłospisów
i chwilowym spadkiem łaknienia [14, 20, 31].

 

Pomimo wysokiej podaży produktów pochodzenia zwierzęcego niektóre badania biochemiczne u pacjentów stosujących powyższe diety często wykazują prawidłowe wartości cholesterolu całkowitego, LDL i HDL. Notuje się czasem jednak niedobory niektórych witamin i składników mineralnych [32]. Korzyść stanowi obniżenie poziomu trójglicerydów [32]. Negatywnym efektem jest jednak wzrost stężenia amoniaku, mocznika, kwasu moczowego oraz homocysteiny (czynnik ryzyka chorób sercowo-naczyniowych) we krwi [32, 33].

 

Dodatkowym problemem związanym ze stosowaniem diet niskowęglowodanowych może być własna ich interpretacja przez pacjentów (dodatkowe zaniżanie wartości kalorycznej jadłospisu, nieuzupełnianie płynów) lub stosowanie ich przez pacjentów z przeciwwskazaniami do tego typu postępowania (m.in. pacjenci z dną moczanową, kamicą pęcherzyka żółciowego czy przez chorych z cukrzycą typu 1) [2].

 

Należy być świadomym, że efekt z mniejszenia a petytu oraz szybkiej utraty masy ciała występuje tylko na etapie największych ograniczeń węglowodanowych, co może rodzić trudności w zapobieganiu efektowi jo-jo na późniejszych etapach planów żywieniowych. Plan żywieniowy oparty na zasadach diety niskowęglowodanowej warto skonsultować z lekarzem i dietetykiem po wykonaniu badań laboratoryjnych krwi i moczu (badań powtarzanych później systematycznie w czasie trwania diety odchudzającej).

 

Ewa Gawor,
Barbara Główka
Zakład Ekofizjologii Roślin
Instytut Biologii Eksperymentalnej
Wydział Biologii, Uniwersytet
im. Adama Mickiewicza
ul. Umultowska 89 61-614 Poznań
Tel./fax +48 61 8295 808
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

Literatura
1. Mr Banting’s Old Diet Revolution [on-line 10.10.2014]: http://www.telegraph.co.uk/news/uknews/1441407/Mr-Bantings-Old-Diet-Revolution.html
2. J. Dytfeld, M. Kujawska-Łuczak, D. Pupek-Musialik: Kontrowersje dotyczące stosowania diet niskowęglowodanowych, Diabetologia Doświadczalna i Kliniczna, 5, 2005, 337-344.
3. K. Dudziak, N. Regulska-Ilow: Znaczenie ładunku glikemicznego diety w rozwoju chorób nowotworowych, Postepy Hig Med Dosw., 67, 2013, 449-462.
4. A. Agatston: D ieta S outh B each t urbo, REBIS Publishing House Ltd, Poznań 2009.
5. Sizing up South Beach, [on-line 29.09.2014: www.health.harvard.edu], Harvard Health Letter, 2003, 5.
6. J.G. Dumesnil: Effect of a low-glycemic index – low fat – high protein diet on the atherogenic metabolic risk profile of abdominally obese men, British Journal of Nutrition, 86, 2001, 557-568.
7. M. Jelińska: Kwasy tłuszczowe – czynniki regulujące procesy, Biul. Wydz. Farm. AMW, 2005, 1-9.
8. A.M. Zivkovic, J.B. German: Comparative review of diets for the metabolic syndrome: implications for nonalcoholic fatty liver disease, Am. J. Clin. Nutr., 86, 2007, 285-300.
9. A. Kargulewicz, H. Stankowiak-Klulpa, M. Grzymisławski: Leczenie Żywieniowe niealkoholowej choroby wątroby,. Nowiny Lekarskie, 79(4), 2010, 320-329.
10. A. Cichocka: Dieta śródziemnomorska w profilaktyce pierwotnej choroby niedokrwiennej serca, Endokrynologia, Otyłość i Zaburzenia Przemiany Materii, 3, 2005, 30–39.
11. M. Jarosz: Normy żywienia dla populacji polskiej – nowelizacja, Instytut Żywności i Żywienia, 2012.
12. A. Martin: Will you lose weight on the South Beach diet?, health, 2003, 153-154.
13. N. Assy, G. Nasser, I. Kamayse, et al.: Soft drink consumption linked with fatty liver in the absence of traditional risk factors, Can J Gastroenterol, 22(10), 2008, 811-816.
14. R. Nazarewicz: Konsekwencje stosowania wysokotłuszczowych diet ektogenicznych, Bromat. Chem. Toksykol., 4, 2007, 371-374.
15. J.B. Calton: Prevalence of micronutrient deficiency in popular diet plans, Journal of the International Society of Sports Nutrition, 7, 2010, 24.
16. S. Chalasani, J. Fischer: South Beach Diet associated ketoacidosis: a case report, Journal of Medical Case Reports, 2, 2008, 45.
17. M. Miller, V. Beach, J. Sorkin, et al.: Comparative Effects of Three Popular Diets on Lipids, Endothelial Function, and C-Reactive Protein during Weight Maintenance, J Am Diet Assoc. ,109, 2009, 713-771.
18. J. Kwaśniewski, M. Chyliński: Dieta optymalna – dieta idealna, Wydawnictwo „WGP”, Warszawa, 2004.
19. dr-kwasniewski.pl [on-line 19.10.14].
20. M. Kiedrowski, D. Gajewska: Co powinien wiedzieć lekarz rodzinny o popularnych „dietach odchudzających” i samym odchudzaniu?, Medycyna Rodzinna, 2013, 95-98.
21. L. Busetto, M. Marangon, D. De Stefano: High-protein low-carbohydrate diets: what is teh rationale?, Diabetes/Metabolism Research and Reviews, 2011, 230-232.
22. P. Fabijański, E. Sadzińska, M. Bizub: Badanie opinii społecznej na temat wpływu tzw. „diety optymalnej” na ogólny stan zdrowia, aktywność fizyczną i niektóre choroby metaboliczne, Public Health, 2011, 51-56.
23. M. Zubiel, J. Wendorff: Dieta ketogenna w leczeniu opornych padaczek wieku dziecięcego doświadczenia Kliniki Neurologii ICZMP w Łodzi, Neurol. Dziec., 2005, 27-30.
24. J.H. Ware: Interpreting incomplete data in studies of diet and weight loss, N. Eng. J. Med., 348, 2003, 2136-2137.
25. http://bestweight-loss-diet.com/dukan-diet/3954/ [on-line 26.10.14].
26. P. Dukan: Nie potrafię schudnąć, Wydawnictwo Otwarte, 2008.
27. http://dietadukana.pl [on-line 26.10.14].
28. L. Kłosiewicz-Latoszek, W.B. Szostak: Kontrowersje wokół diet odchudzających, Postępy Nauk Medycznych, 2011, 790-795.
29. M. Hession, C. Rolland, U. Kulkarni, et al.: Systematic review of randomized controlled trials of low-carbohydrate vs low-fat/lowcalorie diets in the management of obesity and ist comorbidities, Obesity Rev, 10, 2009, 36-50.
30. L. Kłosiewicz-Latoszek: Otyłość jako problem społeczny, zdrowotny i leczniczy, Prob Hig Epidemiol, 2010, 339-343.
31. R. Atkins: The New Diet Revolution, Avon Books, New York 2002.
32. K. Lis: Influence of diet on the results of laboratory tests, Studia Medyczne, 29(4), 2013, 349-354.
33. S. Kraczkowska, Z. Suchocka, J. Pachecka: Podwyższone stężenie homocysteiny we krwi jako wskaźnik zagrożenia zdrowia, Biul. Wydz. Farm. AMW, 3, 2005, 19-24.

 

Źródło: http://kosmetologiaestetyczna.com/

 

inwazyjne zabiegiCzy kosmetyczki i kosmetolodzy mogą wykonywać inwazyjne zabiegi estetyczne? Które z nich powinny być zarezerwowane wyłącznie dla lekarzy? Kto ma rację w trwającym od kilku miesięcy konflikcie? Chodzi o dobro pacjenta, czy może o pieniądze?

 

Jeśli przeczytasz ten artykuł dowiesz się:

  • Jakie są rzeczywiste uprawnienia poszczególnych grup zawodowych?
  • Czy są przepisy określające kto może wykonywać inwazyjne zabiegi estetyczne?
  • Na czym polega spór kosmetyczek i kosmetologów z lekarzami?
  • Kto ma rację i jak rozwiązać spory?
  • Dlaczego większość publikowanych w prasie informacji to proste do obalenia mity?

Od kilkunastu miesięcy środowisko kosmetyczne rozgrzewa do czerwoności konflikt z lekarzami. Śledzę ten temat już od bardzo dawna – zanim jeszcze dotarł do szerszej publiczności. W związku z tym, ze ostatnio w prasie pojawia się wiele mocno stronniczych opinii, postanowiłam przedstawić sprawę maksymalnie obiektywnie. Bez emocji i w oparciu o aktualnie obowiązujący stan prawny. Co z tego wynikło? 

Naszykuj się na sporą dawkę czytania. Jeśli w tym momencie stwierdzisz, że nie masz czasu i naciskasz krzyżyk – ok, ale musisz wiedzieć, że problem jest naprawdę złożony i jeśli chcesz móc wypowiadać się w tej sprawie naprawdę rzeczowo – warto zgłębić kilka podstawowych faktów. Gdyby sprawa była tak prosta, że można by ją było opisać w dwóch zdaniach – zostałaby rozwiązana w kilka dni. Zapoznaj się z faktami, wyrób sobie swoją własną opinię i zabierz głos w dyskusji, która dotyczy również Ciebie, a może przede wszystkim Ciebie!

 

Kto, komu, kogo i z kim ?

Pierwszą podstawową sprawą, którą należy rozważać jest PODZIAŁ. Bardzo głęboki i bolesny. Wszyscy zainteresowani sprawą są mocno podzieleni i nie potrafią się porozumieć, wzajemnie zarzucając sobie niekompetencję. Żeby zrozumieć istotę konfliktu, warto przyjrzeć się tym podziałom.

 

1) Kosmetyczki

To w praktyce bardzo szeroka i mocno zróżnicowana grupa i to niestety generuje sporo problemów. Gromadzi ona osoby:

  • po kilkudniowych kursach – wiele osób zaczyna np. od kursu stylizacji paznokci, otwiera własną działalność, którą stopniowo rozszerza o dodatkowe usługi – szkoląc się lub nie,
  • po licznych kursach, ale bez wykształcenia kierunkowego – kursy tematyczne z określonych zabiegów, które są stopniowo wprowadzane do oferty lub kursy kosmetyczne, obejmujące całość zagadnień związanych z kosmetyką (np. 140 godzin zajęć – ok. miesiąc nauki) – dalsza wiedza jest zdobywana we własnym zakresie,
  • z tytułem technika usług kosmetycznych – po rozmaitych szkołach zawodowych, technikach, szkołach policealnych i innych – naukę, która trwa od 1 do 4 lat kończy egzamin zawodowy (szkoły są na bardzo różnym poziomie – jedne świetne, inne gorsze).

Jak widać punkt startowy, w którym młode kosmetyczki zaczynają swoją pracę może być bardzo różny. Przed każdą osobą, która kończy szkołę lub kurs kosmetyczny jest wiele lat nauki i zdobywania doświadczeń. Niektóre osoby wykorzystują tą szansę w 100% rozwijając swoją wiedzę i umiejętności i stając się doskonałymi specjalistami, inne nie rozwijają się i mogą nie być dobrze przygotowane do pracy.

 

Na koniec warto rozróżnić:

  • KOSMETYCZKA – zwyczajowe określenie osoby, zajmującej się pielęgnacją urody.
  • TECHNIK USŁUG KOSMETYCZNYCH – tytuł osoby posiadającej konkretne wykształcenie, a jej wiedza i umiejętności zostały potwierdzone egzaminem zawodowym.

inwazyjne zabiegi1Teraz kilka pytań "od laika":

Jakie trzeba mieć wykształcenie, żeby otworzyć gabinet kosmetyczny?
Dowolne. Możesz być stolarzem lub mechanikiem samochodowym. Możesz być także kosmetyczką lub kosmetologiem.

 

Jakie trzeba mieć wykształcenie, żeby wykonywać zabiegi kosmetyczne?
Żadne. Jak wyżej.

 

Czy w takim razie mogę zaufać kosmetyczce?
Zależy jaką kosmetyczkę wybierzesz. Niezależnie od wykształcenia w tym zawodzie znajdziesz zarówno wspaniałych specjalistów, którzy całe swoje życie poświęcili zwiększaniu swoich kwalifikacji, jak i osoby, które należy omijać szerokim łukiem. Każdy może wykonywać dowolne zabiegi. Jedynym ograniczeniem są umiejętności (choć nie zawsze), zadowolenie klientów (jeśli zrobisz coś źle, szybko zyskasz złą renomę) i ewentualna odpowiedzialność (jeśli zaszkodzisz klientce, musisz liczyć się z możliwością roszczenia o odszkodowanie). 

 

Czy właściciel gabinetu powinien mieć określone wykształcenie kierunkowe?
Nie. Mamy wolny rynek. Dlaczego ograniczać komuś możliwość otwarcia określonego biznesu? Nie ma ku temu żadnych przesłanek. Jeśli mam pieniądze i chce je zainwestować w branżę kosmetyczną, proszę bardzo. Warto jednak mieć na uwadze konieczność zatrudnienia profesjonalistów, którzy nie tylko wykonają swoją pracę, ale również wprowadzą nas w specyfikę branży kosmetycznej.

 

Czy pracownik gabinetu powinien mieć określone wykształcenie kierunkowe?
Tutaj dochodzimy do pierwszej kontrowersyjnej kwestii. Żyjemy w czasach wolności gospodarczej i dużej konkurencji, w związku z czym to zazwyczaj rynek weryfikuje nasze umiejętności i decyduje o ewentualnym sukcesie lub porażce prowadzonej przez nas firmy. Jeśli korzystamy z usług mechanika samochodowego, raczej nie zaglądamy mu w dyplom – pytamy znajomych, zbieramy opinie i podejmujemy decyzję. Są jednak zawody, w których nie można ryzykować. Krzywo położone płytki można zerwać i z ciężkim sercem zapłacić za poprawki. „Lekarz” bez dyplomu może nas zabić. Właśnie dlatego niektóre zawody podlegają pewnym regulacjom. Czy kosmetyczka powinna do nich należeć? To jest pierwsze pytanie, które jako środowisko kosmetyczne musimy sobie zadać. Nie wystarczy odpowiedzieć tak lub nie. Trzeba przeanalizować konsekwencje każdej decyzji, mając na uwadze fakt, jak inwazyjne zabiegi obecnie wykonujemy.

W tej chwili nie ma żadnych ograniczeń, które regulowałyby możliwość wykonywania określonych zabiegów zależnie od zdobytego wykształcenia i umiejętności. Tak naprawdę jest tylko jedna sytuacja, w której warto mieć „papier”. Pracujemy na żywym organizmie i nawet przy zachowaniu najwyższej staranności, może dojść do wystąpienia powikłań. Jeśli ktoś ucierpi w związku z wykonywanym przez nas zabiegiem (z naszej winy lub nie), sprawa zapewne trafi do sądu. Jeśli podejmujemy się wykonywania zabiegów, z których nikt nas gruntownie nie przeszkolił, nie mając również jednocześnie kierunkowego wykształcenia – jesteśmy na przegranej pozycji. Powikłania jednak zdarzają się rzadko, w związku z czym znajdziemy nieodpowiedzialne osoby, które będą wykonywać usługi, na których się nie znają i nie zastanawiają się nad konsekwencjami… Regulować czy nie?

Nie odpowiem na to pytanie. W ramach rekompensaty mam jednak kilka mocnych pytań do przemyślenia i przedyskutowania w środowisku kosmetycznym:

  1. Czy powinno się ograniczyć możliwość wykonywania zabiegów przez osoby bez wykształcenia kosmetycznego?
  2. Kto powinien ustalić w jaki sposób wprowadzić ograniczenia? Kto powinien zdecydować o ich zakresie?
  3. Do wykonywania jakich zabiegów będzie nas uprawniało uzyskanie tytułu technika usług kosmetycznych? Które zabiegi będą wymagały odbycia dodatkowych szkoleń? Kto będzie te szkolenia organizował?
  4. Czy w związku z tym programy kształcenia powinny być zmodyfikowane? Jakich modyfikacji trzeba dokonać? Czy będą środki finansowe na doposażenie pracowni nowym sprzętem?
  5. Jak będą weryfikowane nowe umiejętności? Kto zapłaci za dodatkowe egzaminy? Czy będą to jednorazowe testy, czy kosmetyczka będzie musiała dokształcać się całe życie?
  6. W jaki sposób to wszystko dokumentować i kontrolować? Jak ewentualnie karać?
  7. Co z osobami, które od lat pracują w zawodzie? Czy będą musiały uzupełnić wykształcenie? Bo wiedzę i umiejętności już na pewno mają? Czy jesteśmy w stanie zaakceptować fakt, że młoda osoba będzie egzaminowała kosmetyczkę, która powiedzmy od 15 lat codziennie wykonuje dany zabieg? To nie jest może argument z natury merytorycznych, ale podchodząc do sprawy praktycznie warto się nad tym zastanowić.

itd.

 

2) Kosmetolodzy

(spokojnie, nie będzie tak długo jak powyżej)

To stosunkowo nowa grupa, która początkowo kształciła się na Uniwersytetach Medycznych, obecnie również w innych szkołach wyższych, zarówno państwowych, jak i prywatnych. Po ciężkiej walce, kilka lat temu udało się uruchomić studia magisterskie na tym kierunku. Nieliczna grupa magistrów kosmetologii zdążyła się już dorobić doktoratów. Nie będę się tutaj podejmować porównywania uprawnień, kompetencji i umiejętności kosmetyczek i kosmetologów. Jeśli interesuje Cię ten temat kliknij TUTAJ, ale dopiero jak doczytasz do końca. Na końcu artykułu, który czytasz znajdziesz odnośniki do innych tekstów uzupełniających poruszane tutaj zagadnienia.  

Uspokajałam Cię, że przy okazji kosmetologów nie będę się aż tak rozpisywać jak w przypadku kosmetyczek. Dlaczego? Bo w praktyce te dwie grupy nie różnią się pod względem uprawnień. Mają nieco inną wiedzę, doświadczenie, umiejętności, ale uprawnienia mają takie same, a konkretniej – nie mają żadnych. Jedynymi istniejącymi dokumentami na podstawie których możemy wnioskować o „uprawnieniach” tych grup są standardy kształcenia, a one niewiele wnoszą do całej sprawy, przynajmniej nie w kontekście sporu z lekarzami.

 

3) Lekarze

Trzecią grupą sporu są lekarze medycyny estetycznej, czyli dermatolodzy i lekarze innych specjalności, którzy postanowili działać w obszarze poprawiania urody. Warto przy tej okazji wspomnieć, że formalnie nie ma takiej specjalizacji jak medycyna estetyczna. Najbliższe obszarowi naszych zainteresowań są 2 specjalizacje: dermatologia i wenerologia oraz chirurgia plastyczna. Dlaczego więc lekarze określają się mianem lekarzy medycyny estetycznej? Jest to tytuł, który teoretycznie mówi nam, że dany lekarz przeszedł szkolenia lub zrobił studia podyplomowe właśnie w dziedzinie medycyny estetycznej. Nie ma jednak formalnych wymogów, jakie wykształcenie należy zdobyć, aby taki tytuł uzyskać, bo nie ma takiego tytułu. Wystarczy być po prostu lekarzem (czyli odbyć studia medyczne, zdać egzamin, odbyć staż) i wykonywać tego typu zabiegi. Co więcej, nie jest wymagane posiadanie jakiejkolwiek specjalizacji, chociażby właśnie z dermatologii. Tak naprawdę nikt nie kontroluje na ile kompetencje lekarza odpowiadają wykonywanym przez niego zabiegom, choć z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, żeby np. wstrzykiwać botox bez odpowiedniego przeszkolenia. Zazwyczaj nie jest więc tak, że lekarze pewnego dnia budzą się i stwierdzają, że od dzisiaj likwidują zmarszczki i realizują niezwłocznie swój plan. Większość z nich szkoli się, rozwija i można im zaufać.

Trochę sobie tutaj żartuję, ale prawda jest taka, że kosmetyka, kosmetologia i medycyna estetyczna należą chyba do dziedzin, w których panuje rekordowy bałagan jeśli chodzi o stosowne regulacje prawne. Może odpowiedniejszym określeniem byłby nie bałagan, tylko po prostu dziury… Nikt nie jest w stanie z całą stanowczością stwierdzić co komu wolno, ale za to wszyscy wiedzą czego komu nie wolno i mają na to tysiące argumentów! 

 

4) Pozostali bohaterowie konfliktu

Czyli pielęgniarki, linergistki, masażyści, fizjoterapeuci, podolodzy itd. – oni też mają swoje miejsce w medycynie i kosmetologii. Warto o nich pamiętać planując jakiekolwiek zmiany w prawie.

 

Kto kogo nie lubi i dlaczego ?

Przyjrzyjmy się zatem wszystkim istniejącym w branży BEAUTY animozjom.

 

Kłócą się:

  • kosmetyczki z kosmetologami,
  • kosmetyczki z lekarzami,
  • kosmetolodzy z lekarzami,
  • lekarze z lekarzami – np. dermatolodzy ze stomatologami,i pewnie coś by się jeszcze znalazło, jakby się głębiej zastanowić… 

Zanim przejdziemy do merytorycznej analizy przedmiotu tych sporów, warto przyjrzeć się argumentacji wszystkich stron. Z góry przepraszam, jeśli ktoś poczuje się dotknięty. Nie mam zamiaru nikogo oceniać, ale nadstawiając ucha od kilku ładnych lat jestem w stanie stworzyć listę szpilek, które wbijane są każdej z wymienionych grup zawodowych. Powtarzam więc dla jasności – to nie są moje opinie.

 

Kosmetyczki:

  • nie mają należytego wykształcenia i odpowiedniej wiedzy do wykonywania inwazyjnych zabiegów – chodzi m.in. o przeciwwskazania do ich wykonywania, ocenę stanu skóry zmienionej chorobowo, ogólną wiedzę o funkcjonowaniu organizmu – krótki czas edukacji nie pozwala na zdobycie takiej wiedzy, jaką studenci kosmetologii przyswajają na akademii medycznej, która z resztą dysponuje dużo większą gamą narzędzi i możliwości edukacyjnych (np. zajęcia w szpitalu na oddziale dermatologicznym),
  • w związku z brakiem wiedzy kosmetyczki często podejmują się wykonywania inwazyjnych zabiegów, nie będąc do końca świadomymi zagrożeń z tym związanych.

Kosmetolodzy:

  • mają na studiach bardzo dużo teorii i znacznie mniej praktyki, nie są dobrze przygotowani do pracy w gabinecie – nie mają dobrych zdolności manualnych, brakuje im doświadczenia z „żywą” klientką,
  • są stosunkowo młodą grupą, a więc nie mieli okazji odbyć tylu szkoleń, ile przeszły ich bardziej doświadczone koleżanki kosmetyczki,
  • nie wiadomo po co w ogóle się pojawili – nie mają przecież dodatkowych uprawnień,
  • zadzierają nosa i uważają się za mądrzejszych.

Lekarze – wszyscy

  • brak im podstawowej wiedzy kosmetologicznej – nie potrafią diagnozować cery pod kontem pielęgnacji, nie znają działania kosmetyków,
  • chcą zarabiać na zabiegach kosmetycznych, nie znając się w ogóle na tej dziedzinie, wybierają najbardziej zyskowne zabiegi i chcą je zarezerwować wyłącznie dla siebie, „brudną robotę” zostawiając kosmetyczkom i kosmetologom.

Lekarze dermatolodzy

  • nie mają zdolności manualnych, które są niezbędne w wykonywaniu chociażby iniekcji – ten argument często pada z ust lekarzy pozostałych specjalności (np. stomatologów), którzy również chcą działać w obszarze medycyny estetycznej.

Lekarze innych specjalności

  • nie mają podstawowej wiedzy o skórze – to z kolei argument padający z ust niektórych dermatologów.

Lekarze bez specjalizacji

  • idą na łatwiznę – zamiast zrobić specjalizację, wybierają krótką i dochodową ścieżkę kariery – twierdzą często lekarze ze specjalizacją.

Oczywiście jest tego znacznie więcej – skupiłam się na oskarżeniach, która najczęściej padają w dyskusjach na ten temat.

 

Jaka jest prawda?

Kosmetyczki i kosmetolodzy
O doświadczeniu i wiedzy nie zawsze decyduje podstawowe wykształcenie – w każdej grupie są osoby ambitne, które nieustannie się dokształcają i osoby, które osiadają na laurach. Niemniej jednak nie możemy zupełnie pomijać kwestii edukacji – musimy zakładać czarny scenariusz, w którym wszystkie osoby opuszczające szkolne mury nie będą się chciały dokształcać – ich kompetencje muszą być wystarczające do wykonywania określonych zabiegów. Czy tak właśnie jest – warto sprawdzić. Na pewno można pochylić się nad programami kształcenia i zweryfikować czy aktualny stan wiedzy i postęp technologiczny oraz podstawy programowe nie znajdują się czasami w dwóch różnych epokach. Przeglądając rekomendowane przez niektóre szkoły podręczniki czasami zastanawiam się czy nie mam do czynienia z materiałem historycznym… Inną sprawą jest poziom samego kształcenia. Wykładałam kiedyś w szkole policealnej. Abstrahując od zainteresowania słuchaczek (które było bardzo różne), wyposażenie wielu szkół i liche środki finansowe naprawdę uniemożliwiają efektywną edukację. Może problem tkwi nie tylko w programach, ale również w ich realizacji?

 

Kosmetyczki, kosmetolodzy i lekarze
Sporu pomiędzy samymi lekarzami nie podejmuję się analizować. Nie znam tak dobrze tego środowiska i nie chcę nikogo skrzywdzić swoją nieobiektywną opinią. Jeśli chodzi o relację pomiędzy kosmetyczkami, kosmetologami i lekarzami to źródłem problemu jest na pewno brak odpowiednich regulacji prawnych.

 

Co jest kością niezgody ?

Po bardzo przydługim, ale niezbędnym wstępie wreszcie przechodzimy do sedna sprawy, czyli istoty sporu pomiędzy środowiskiem lekarskim i kosmetycznym. O co chodzi? O zabiegi, które są atrakcyjne dla klientek, dają szybkie i widoczne efekty oraz można na nich dobrze zarobić – nikt przecież nie pracuje charytatywnie. Dodatkowo zabiegi te, w związku z dużą inwazyjnością, niosą za sobą zwiększone ryzyko powikłań. Wymagają specjalistycznej wiedzy, dużej ostrożności i odpowiedzialności. Co to za zabiegi? Mamy tutaj kilka grup:

  • zabiegi laserowe – depilacja, zamykanie naczynek, usuwanie przebarwień, zabiegi odmładzające i inne,
  • peelingi chemiczne – zabiegi złuszczające zewnętrzne warstwy skóry,
  • mezoterapia igłowa – nie zawsze chodzi o trudne zabiegi z użyciem wielkich igieł i strzykawek, są to również bardzo płytkie wkłucia wykonywane przy pomocy dermarollerów – wykonuje je obecnie znaczna część gabinetów i nie wydaje się to szczególnie groźne dla ludzkości.

Oczywiście jest jeszcze kilka innych zabiegów, ale tak naprawdę chodzi głównie o te trzy grupy. Problem polega na tym, że pod każdą z wymienionych powyżej nazw kryje się bardzo dużo pojęć i ciężko jednoznacznie określić ryzyko związane z każdym z tych zabiegów, a co za tym idzie wiedzę i doświadczenie niezbędne do jego wykonywania. To tak, jakby próbować stwierdzić kto powinien gotować. Zależy co? Jajecznicę może każdy. Kaczkę w pomarańczach – ktoś kto trochę się zna na kuchni. Bardziej skomplikowanego dania nie potrafię wymyślić, bo nie jestem najlepszą kucharką, ale mogę z całą stanowczością powiedzieć, że zawodowy kucharz na pewno poradzi sobie z tym doskonale. 

Każdy z tych zabiegów ma dziesiątki, jeśli nie setki odsłon. Różnią się użytym sprzętem, kosmetykiem, głębokością, intensywnością, stężeniem, pH, długością fali itd. Nie można jednoznacznie powiedzieć kto powinien wykonywać określone zabiegi, ale nie można również twierdzić, że środowisko kosmetyczne nie powinno ich w ogóle wykonywać! Niektóre z nich są naprawdę proste, bezpieczne i nie niosą za sobą większego ryzyka powikłań, niż pozostałe usługi wykonywane w gabinetach kosmetycznych i kosmetologicznych.
 
Dotychczas mocniejsze preparaty i urządzenia były po prostu sprzedawane lekarzom. Słabsze – kosmetyczkom i kosmetologom. Granica zaczęła się nieco zacierać, do czego jeszcze wrócę, ale nie ma chyba sensu aż tak bić na alarm, jak to robią lekarze. Wydaje się, że warto przemyśleć nad stworzeniem jakichś regulacji prawnych, które skonkretyzowałyby uprawnienia zawodowe tych grup. Na pewno nie będzie to łatwe zadanie. Dlaczego?

  • ze względu na złożoność materii, którą opisałam powyżej,
  • ze względu na duże podziały we wszystkich środowiskach,
  • ze względu na duże dysproporcje środków – organizacje lekarskie dysponują znacznie większymi środkami finansowymi, przez co organizacje kosmetyczne są w gorszym położeniu jeśli chodzi o forsowanie swoich racji. 

Jedyną metodą na wypracowanie rozsądnego konsensusu jest rzetelna debata wszystkich stron z udziałem ekspertów, którzy pomogą skonkretyzować ogólne założenia. Niestety ostatnimi czasy sprawa zmierza jakby zupełnie w odwrotnym kierunku, o czym świadczą publikowane w prasie ogłoszenia, w których pewne środowiska lekarzy wręcz ostrzegają społeczeństwo przed kosmetyczkami i kosmetologami. Oczywiście nie jest to napisane wprost, ale nietrudno się domyślić o kogo chodzi (więcej dowiesz się TUTAJ). 

 

Obalamy polularne mity !

Sprawę dodatkowo komplikują mity, które narosły wokół konfliktu, głównie za sprawą działań medialnych jednego ze stowarzyszeń lekarzy. Pora je obalić!


MIT 1 – Kosmetyczki/kosmetolodzy robią botox, a nie powinny.

Rzeczywiście nie powinny i nie robią. Po prostu. Chyba, że bierzemy pod uwagę jednostkowe przypadki nieodpowiedzialnych osób, które znajdziemy praktycznie w każdym zawodzie. Nic tak nie zniechęca do danej grupy zawodowej, jak publiczne napiętnowanie, z resztą lekarze chyba powinni coś o tym wiedzieć. Nierzadko w mediach pojawiają się sensacyjne materiały, rzucające cień na całe środowisko z powodu niepotwierdzonego jeszcze, hipotetycznego błędu lekarskiego jednej osoby. Czy kosmetyczki i kosmetolodzy w takich sytuacjach publikują w prasie ostrzeżenia przed lekarzami? Nie przypominam sobie takiej sytuacji… Im więcej ciosów, tym trudniej rozmawiać – warto o tym pamiętać.

Osobiście nie znam żadnej kosmetyczki czy kosmetologa, którzy twierdzą że powinni mieć prawo do wykonywania zabiegów z użyciem botoxu. Żadna z branżowych organizacji nie ma w swoich statutach takich postulatów i wszystkie podkreślają to przy każdej możliwej okazji. Wiemy, że to lek i że powinni go używać lekarze. Najbardziej bolesne dla środowiska kosmetycznego jest sprowadzanie całego sporu właśnie do tego nieszczęsnego botoxu. To nośne, medialne hasło, a że ma niewiele wspólnego z rzeczywistymi postulatami środowiska, to już szczegół. Mało istotny, więc pomijany…


MIT 2 – Kosmetyczki/kosmetolodzy nie powinni przerywać ciągłości naskórka

Mówiąc precyzyjniej – nie powinni wykonywać zabiegów z przerwaniem ciągłości naskórka. W teorii brzmi fajnie. Kosmetyczka nakłada maseczkę, a lekarz (chociaż w rzeczywistości raczej pielęgniarka) robi zastrzyki. Wszystko się zgadza. Po sprawie.

Zaraz, zaraz… A czy wyrywając brew nie przerywamy ciągłości naskórka? Czy wyciskając „pryszcz”, robiąc makijaż permanentny, przekłuwając uszy i wykonując masę innych zabiegów nie przerywamy ciągłości naskórka? Czy lekarze naprawdę chcą wykonywać takie zabiegi? To jeszcze nie koniec. Czy osoby zajmujące się wykonywaniem tatuaży, akupunkturą nie przerywają ciągłości naskórka? Czy lekarze chcą robić „dziary” z syrenkami i kotwicami? Sprowadzam sprawę do absurdu, ale tak naprawdę absurdalny jest postulat, żeby wyznaczać uprawnienia zawodowe w oparciu o tak oderwane od rzeczywistości przesłanki…


MIT 3 – Kosmetyczki/kosmetolodzy wykonują zabiegi, do których nie mają uprawnień

Pomijając temat botoxu, który już chyba wyczerpałam, nie ma nigdzie w prawie informacji na temat tego, kto może wykonać np. peeling chemiczny. Istnieją różne przepisy, na które powołują się obie strony, ale już sam fakt, że zarówno kosmetyczki i kosmetolodzy, jak i lekarze przymierzają się do tworzenia własnych pomysłów na podział kompetencji zawodowych poszczególnych grup, świadczy o tym, że jednoznacznych regulacji po prostu nie ma. Skoro nie ma – można dyskutować nad ich tworzeniem, ale twierdzenie, że ktoś nie może danego zabiegu wykonywać jest moim zdaniem pewnym nadużyciem. Faktem jest, że wielu lekarzy szkoli kosmetologów z wykonywania inwazyjnych zabiegów, więc również środowisko lekarskie jest w tych sprawach podzielone.


MIT 4 – Kosmetyczki/kosmetolodzy i lekarze to grupy o sprzecznych interesach

Istnieją setki, jeśli nie tysiące przykładów bardzo udanej współpracy środowiska kosmetycznego i lekarskiego. Ze względu na to, że klienci poszukują kompleksowych usług, znaczna część nowoczesnych gabinetów współpracuje z lekarzem medycyny estetycznej. Czasami szefem jest kosmetolog, czasami lekarz – zdarza się, że są po prostu partnerami biznesowymi. Zabiegi z dziedziny chirurgii, medycyny estetycznej i kosmetologii uzupełniają się. Nie można mówić o skutecznej i kompleksowej terapii/pielęgnacji bez współpracy tych dwóch środowisk. 

Wiemy już o co chodzi, wiemy kto, co i komu. Wiemy, że jest bałagan i spory tort do podziału. W tym momencie pojawia się pytanie – co z tym zrobić? Rozmawiać – jak równy z równym i na tych samych zasadach. Bez skrajności, medialnych nagonek i zbędnych emocji – to przecież nie uchodzi profesjonalistom. Pochylić się nad problemem i nie zapominać o pacjencie/kliencie, bo teoretycznie powinno chodzić o to, żeby każdy wykonywał zabiegi bezpieczne. Bezpieczne obiektywnie, a nie medialnie. 

Jeśli udało Ci się dobrnąć do końca – gratuluję! Teraz z pełną odpowiedzialnością możesz zabrać głos w sprawie, do czego gorąco zachęcam. Zarówno tutaj w komentarzach, jak i w swoim środowisku!

Jeśli chcesz dodatkowo uzupełnić swoją wiedzę, zachęcam do lektury innych (krótszych) tekstów, o których wcześnie wspominałam:

  1. Informacje na temat kształcenia kosmetyczek i kosmetologów – porównanie możliwości i zakresu kształcenia – kliknij TUTAJ
  2. Informacje na temat branżowych Stowarzyszeń, do których możesz dołączyć, aby przyczynić się do stworzenia regulacji prawnych korzystnych dla środowiska kosmetycznego – kliknij TUTAJ
  3. Informacje o przepisach regulujących wykonywanie zawodu kosmetyczki, kosmetologa i lekarza – kliknij TUTAJ
  4. Informacje o artykułach prasowych publikowanych przez niektóre organizacje zrzeszające lekarzy – w skrócie: botox, kosmetyczki, kosmetyczki, botox, botox  – kliknij TUTAJ

 

Źródło: http://gabinetodzaplecza.pl/

 

mniej nerwowOdpoczynek sposobem na zdrową skórę? Okazuje się, że wyeliminowanie stresu może mieć ogromne znaczenie w leczeniu chorób dermatologicznych. Badania nad łuszczycą, prowadzone przez światowej sławy specjalistę w tej dziedzinie doktora Michaela Tiranta, twórcę preparatów Dr Michaels, wykazały, że w pewnych rejonach świata choroba ta występuje znacznie rzadziej niż w innych. Z łuszczycą częściej zmagają się mieszkańcy takich krajów jak Dania, Niemcy, Norwegia, a rzadziej – na przykład Polinezji. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest słońce, które pozytywnie wpływa na stan naszej skóry, ważny jest także styl życia w poszczególnych rejonach świata. Na Polinezji żyje się bowiem znacznie spokojniej niż np. w Europie, ludzie mają mniej powodów do stresu, są bardziej wypoczęci. Zdaniem doktora Tiranta, to właśnie stres jest jednym z najważniejszych czynników mających wpływ na stan skóry chorego na łuszczycę. Uczony zalicza go do grupy czynników wtórnych, czyli takich, które nasilają objawy choroby. Inne czynniki z tej grupy to między innymi alkohol, tytoń, nieodpowiednia dieta czy odwodnienie organizmu. Dr Tirant podczas konferencji prasowej w Polsce zwracał uwagę na błędne koło, w które często wpadają osoby cierpiące na łuszczycę – w okresie, w którym chory bardziej się stresuje (np. problemy w pracy, niepowodzenia w życiu osobistym) – stan skóry znacząco się pogarsza. To z kolei niekorzystnie wpływa na samopoczucie pacjenta i stanowi dodatkowy powód do stresu.

Dlatego umiejętność radzenia sobie ze stresem, nie tylko w przypadku chorych na łuszczycę ale także innych pacjentów ze schorzeniami dermatologicznymi, jest tak ważna.

 

Trzy sposoby na radzenie sobie ze stresem

1. Wyeliminowanie z życia stresujących sytuacji

Nie wszystkie stresory można wyeliminować. Niektóre jak np. utrata pracy czy śmierć bliskiej osoby, są od nas niezależne. W trakcie walki ze stresem można jednak unikać wielu nerwowych sytuacji: konfliktów, spotkań z nielubianymi ludźmi, pośpiechu, rywalizacji.

Wiele sytuacji stresogennych w naszym życiu codziennym dostarcza praca. Mogą wynikać one ze złej organizacji pracy (np. praca pod presją), z odpowiedzialności związanej z obejmowanym stanowiskiem, czy z utrudnionego kontaktu z ludźmi. Zmiana pracy nie jest łatwą decyzją, ale może w znaczący sposób poprawić jakość życia.

 

2. Techniki relaksacyjne

Doktor Tirant zapytany o sposoby radzenia sobie ze stresem wskazuje między innymi na medytację, tai chi czy np. łowienie ryb, które jest idealnym sposobem na wyciszenie i kontakt z naturą. Stres pozwalają kontrolować zarówno ćwiczenia fizyczne – nie tylko te o charakterze relaksacyjnym, jak joga czy stretching, ale też bardziej wyczerpujące, treningi aerobowe np. bieganie, lub jazda na rowerze, jak i same ćwiczenia oddechowe.

 

3. Pozytywne myślenie

To zabrzmi banalnie, ale pozytywne nastawienie odgrywa ogromną rolę w kontrolowaniu stresu. Niekiedy wystarczy zwykła zmiana sposobu myślenia i określenia sytuacji, wydarzeń – zamiast nazywać coś „niepowodzeniem” czy „porażką”, pomyśl o tym jako o „nauczce”. Gdy jesteś „wściekły”, „wzburzony”, „rozzłoszczony” – przekonaj umysł, że to tylko „poirytowanie” itd. Pozytywne myślenie to także powstrzymanie się od marudzenia, dostrzeganie plusów nawet w niekomfortowych sytuacjach, cieszenie się z drobiazgów. Takie nastawienie do świata ułatwiają kontakty z innymi, optymistycznie nastawionymi ludźmi oraz unikanie tych, którzy skupiają się jedynie na narzekaniu się na swój los.

Trudno wprowadzić w swoim życiu zmiany, które ograniczą stres, ale warto uświadomić sobie, że wyeliminowanie nerwowych sytuacji może pozytywnie wpłynąć nie tylko na stan skóry, ale też na ogólny stan zdrowia. Stres zwiększa bowiem podatność na choroby układu krążenia, układu pokarmowego oraz immunologicznego.

 

 

Opracowanie: Agnieszka Skupieńska

Źródło: http://dsc.kprm.gov.pl/sites/default/files/pliki/15.pdf

 

system infZ danych analitycznych BPC wynika, że wśród 100 przedsiębiorstw, które planują inwestycje w IT (monitorowanych przez BPC), 80 % wykorzystuje zintegrowanych system klasy ERP. Część przedsiębiorstw planuje kompleksowo zmodernizować swoją infrastrukturę informatyczną oraz dokonać jej walidacji zgodnie z wytycznymi Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego oraz przepisami Unii Europejskiej. Dyrektywy kładą nacisk na zapewnienie bezpieczeństwa wyrobów. Wystarczy drobny błąd w systemie informatycznym, by receptura nie została prawidłowo zrealizowana, a życie człowieka było zagrożone. Dodatkowo, nieprawidłowo zorganizowane testy, niedokładne analizy, czy też niewystarczające czynności kontrolne mogą prowadzić do wycofania całej serii produktu z rynku, co z kolei generuje straty pieniężne i towarowe.

 

W lutym firma analityczna Business Penetration & Consulting (BPC) opublikowała kolejny Raport Analityczny, dedykowany branży farmaceutycznej i kosmetycznej. Za pośrednictwem konferencji branżowych bezpłatnie trafia do kadry zarządzającej przedsiębiorstw. Jest praktycznym wsparciem przy wyborze systemu informatycznego. Przeanalizowano ponad 100 przedsiębiorstw, które planują informatyzację w latach 2015-2016.

Na życzenie przedsiębiorców w Raporcie umieszczono studium przypadku z wdrożeń w branży (Case Study) oraz przeprowadzono ankietę wśród dostawców na temat funkcjonalności wskazywanych przez kierowników produkcji w rozmowach z konsultantami BPC.

 

Publikacja zawiera m.in.:

Tabelaryczne zestawienie stu przedsiębiorstw objętych doradztwem Grupy BPC. Analizie poddano m.in. wykorzystywane dotychczas przez polskie przedsiębiorstwa rozwiązania informatyczne w branży kosmetycznej i farmaceutycznej. Zwrócono uwagę na systemy wspierające zarządzanie całą organizacją (klasy ERP), systemy monitorowania produkcji (klasy MES i SCADA) oraz obiegu dokumentów (klasy DMS). Z danych analitycznych BPC wynika m.in., że w grupie 100 przedsiębiorstw kosmetycznych i farmaceutycznych:

  • system inf1Blisko 80% przedsiębiorstw wykorzystuje system klasy ERP w zakresie zarządzania całą organizacją;
  • 28 firm korzysta z systemów dedykowanych monitoringowi maszyn na produkcji;
  • 71 przedsiębiorstw wykorzystuje do prowadzenia badań własne laboratoria;
  • 30% firm zamierza w najbliższym czasie wdrożyć system klasy MES.

Wskazówki ekspertów w zakresie informatyzacji obszaru produkcyjnego w przedsiębiorstwach branży farmaceutycznej i kosmetycznej. Wśród nich umieszczono również wywiad z Ekspertem, który przeprowadza procesy walidacyjne systemów informatycznych. Najważniejszym wnioskiem z rozmowy jest wskazówka dla przedsiębiorców: czynności walidacyjne należy przeprowadzić już na etapie projektowania systemów, co nie tylko daje gwarancję bezpieczeństwa produkowanych wyrobów ale i możliwość oszczędności roboczogodzin przeznaczonych na przeprowadzenie walidacji. Ekspert zwrócił również uwagę na:

  • "Wytrychy" stosowane przez przedsiębiorstwa w zakresie spełniania norm GxP;
  • Podniesiony poziom ufności niektórych systemów informatycznych, dostosowanych do spełniania wymogów;
  • Odpowiedzialność za przeprowadzenie walidacji po stronie klienta i dostawcy systemu;
  • Korzyści wynikające z prawidłowo przeprowadzonej walidacji.

Kluczowe wymagania wobec rozwiązań klasy ERP, MES, LIMS. Konsultanci BPC opracowali w formie tabelarycznej zestawienie kluczowych funkcjonalności rozwiązań informatycznych dla poszczególnych klas systemów. Funkcjonalności mają postać ankietową, dzięki czemu przedsiębiorcy mogą samodzielnie określić swoje potrzeby wobec systemu.

 

Źródło: www.it-penetration.pl

 

Napastnik to 60-letni mieszkaniec miejscowości , w której doszło do tego tragicznego zajścia. Dziś w godzinach popołudniowych wtargnął do restauracji w miejscowości Uhersky Brod uzbrojony w dwa pistolety i zaczął strzelać do znajdujących się tam ludzi. .Na miejscu pojawiła się czeska policja,która zastrzeliła szaleńca.

 

Ponad 150-policjantów przeszukuje teren w Gdański-Brzeżnie ,po tym jak przypadkowy przechodzień natknął się na zwłoki zamordowanej nastolatki. Przy zabitej nie było dokumentów ani żółtego roweru górskiego jakim się poruszała dziewczyna. W Trójmieście panuje strach. Mieszkańcy zaczynają łączyć obecne zabójstwo z tajemniczym zniknięciem przed trzema laty Iwony Wieczorek. Siedemnastoletnia Agata zginęła w wyniku ran zadanych nożem. Policja przyjmuje że motywem zabójstwa mógł być rabunek.

 

italianbeauty

dermo qoreOMEGA 3 w pielęgnacji skóry

Zmiany w składzie skóry płaszczu hydrolipidowego może prowadzić do różnych chorób skóry. Dlatego ważne jest zapewnienie jej stałej równowagi fizjologicznej.
W tym względzie efektywne jest przyjmowanie ω3 kwasów tłuszczowych miejscowo.
Dermo-Q•ore jest to preparat w postaci kremu przeznaczony do określonego celu.

Obecność kwasu alfa-linolenowego (prekursor kwasów tłuszczowych ω3, podstawowe składniki błon komórkowych i bariery skóry), ze względu na swoje właściwości hydrofobowe, zmniejsza utratę wody w warstwie rogowej naskórka przywracając prawidłową równowagę fizjologiczną bariery skórnej.

Wspiera ona także epitelializację (Porastanie naskórka na ubytkach skóry) skóry poprzez utrzymanie idealnego mikrośrodowiska dla regeneracji tkanek.

Dermo-Q•ore Krem jest wskazany dla wszystkich chorób skóry, w których występuje zmiana bariery skórnej w wyniku odwodnienia, łuszczenia i zaczerwienienia.

 

Jest zatem użyteczny w przypadku atopowego zapalenia skóry, łojotokowego zapalenia skóry, łuszczycy,trądziku różowatego, egzemy, suchości skóry i zaczerwienienia skóry.



Sposób użycia:
Zastosuj odpowiednią ilość produktu bezpośrednio na uszkodzoną część skóry kilka razy dziennie.

Przeciwwskazania:
Nie należy stosować w przypadku nadwrażliwości na którykolwiek składnik produktu.

 

UWAGA!!! 50% .PROMOCJA CENOWA DO 31.-3.2015


italianbeauty

emigracja wyniszcza

Od 2004 roku obserwujemy nieustanną emigrację Polaków ,którzy opuszczają nasz kraj w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Dziś to już nie jest tylko wyjazdy za chlebem decydują o wyprowadzce z ojczyzny. Pojawiła się nowa tendencja w emigracji, czyli: poszukiwanie przyjaznego miejsca na ziemi. Coraz częściej na stały wyjazd z polski decydują się osoby dobrze lub bardzo dobrze sytuowane. Wyjeżdża młodzież pomiędzy 18-25 rokiem życia w poszukiwaniu pracy, wyjeżdżają ludzie w wieku pow 25-lat, którzy nierzadko zrobili w Polsce kariery. Informatycy, lekarze, inżynierowie czy też wykwalifikowani fachowcy osiedlają się w krajach oferujących im oczekiwany przez nich standard życia. Tygodnik „Wprost” opublikował przerażające dane dotyczące Polaków. Na zapytanych 100 -osób, tylko 17-zadeklarowało chęć dalszego zamieszkiwania w naszym kraju. Ostrożne szacunki mówią że od 2004-roku na stałe opuściło Polskę 3-miliony ludzi. Dalsze 2-miliony, które wyjechały za pracą rzadko zaglądają do ojczyzny. Handel,usługi,budownictwo ,te sektory gospodarki odnotowują coraz większy spadek przychodów. Polska wieś coraz bardziej się wyludnia i nie jest to spowodowane emigracją do miast a emigracją z kraju. Przez lata rządów trzech opcji politycznych(po wstąpieniu polski do unii), nie stworzono jakiegokolwiek programu mającego na celu skłonienie Polaków do powrotu. Masowe wyjazdy traktowano wręcz jako dobrodziejstwo obniżające wskażniki bezrobocia, jednocześnie licząc wpływ do polski miliardów euro, które przesyłali pracujący na zachodzie Polacy (obecnie coraz miej notujemy tych wpływów). Wyludnienie naszego kraju widoczne jest na każdym kroku. Puste lokale mieszkaniowe i usługowe, ulice z nielicznymi przechodniami czy imprezy masowe, na których coraz mniej jest widzów. Gastronomia liczy straty, branża kosmetyczna z ledwością oddycha. Można mnożyć te przykłady w nieskończoność. Utrzymujący się spadek urodzin i starzenie się społeczeństwa. Niestety nie spowodowało przyśpieszenia tempa prac rządu nad stworzeniem programu zapobiegającemu wyjazdom młodych ludzi za pracą. Nie stworzono programu, który pozwoliłby Polsce odzyskać utracone zasoby ludzkie. Powoli stajemy się skazani na napływ obcojęzycznych obco-kulturowo emigrantów z Azji, Afryki czy zza wschodniej granicy. Tyle tylko że nasz kraj nie jest i długo nie będzie przygotowany na kłopoty jakie za sobą wnoszą obcokrajowcy. Już dziś mówi się otwarcie na zachodzie o tym ze koszty zmagania się z problemami obcych imigrantów przewyższają zyski z ich osiedlenia. Wzrasta poczucie zagrożenia rdzennych mieszkańców krajów ,które udzieliły gościny obcokrajowcom. Obcy osiedleńcy nie chcą asymilować się z krajem, w którym obecnie żyją. Domagają się przywilejów i bezwzględnego respektowania ich praw wynikających choćby z ich odmienności kulturowej.

Dziś to już dzwon a nie dzwonek bije na alarm. Jeszcze nie jest za póżno na to aby zawalczyć o naszych rodaków i aby ich z powrotem ściągnąć do polski. Jednym z rozwiązań może być drastyczna zmiana w polityce podatkowej naszego państwa. Fiskalizm zachodnioeuropejski z podatkami do dochodów na poziomie choćby 15%, czy podatkiem vat nie sprawdza się. Okazuje się że fiskalny model amerykański czy nawet rosyjski jest jedynym realnym modelem mogącym zmienić gospodarczy obraz naszego kraju. Wysokie stopy podatkowe zawsze są destrukcyjne dla przedsiębiorczości i w konsekwencji dla gospodarki kraju. Wysokie podatki hamująco wpływają na popyt wewnętrzny. Niestety przed zbliżającymi się wyborami nie możemy odnotować zwiększonego zainteresowania polityków opisanymi powyżej problemami. Oni mają ważniejsze cele. „Załapać „się na kolejną 4-letnią kadencję, kadencję błogiego „spoko-bytu” za nasze i także naszych emigrantów pieniądze.

 

Red. Port.

 

problemy skoraBrak czasu, ciągły stres – medycyna estetyczna doskonale rozumie współczesny styl życia, w którym regularna, domowa pielęgnacja jest luksusem. Zabiegi niwelujące efekt zmęczenia, przywracające nawilżenie, redukujące zmarszczki – oto, co możemy zrobić, by skóra prezentowała się estetycznie niezależnie od sytuacji i… naszego nastroju.

 

Zmęczone spojrzenie? Nigdy więcej!

Przemęczenie najszybciej objawia się w delikatnej okolicy oka. Co gorsza – jeśli skóra w tym miejscu wygląda na zmęczoną, na taką wygląda też cała twarz. Dla jednych jest to problem sporadyczny, ale niektórzy muszą się z nim mierzyć codziennie. Na cienie pod oczami skarży się ponad 50% kobiet powyżej 30. roku życia! Część z nich nie widzi innej możliwości, jak żyć z tym problemem, tuszując go warstwą makijażu. Tymczasem medycyna estetyczna ma na to swoje sposoby. Prawdziwym hitem okazał się Teosyal Redensity II – preparat, który w Polsce pojawił się dwa lata temu, by szybko zyskać popularność wśród pacjentów i lekarzy dokonujących zabiegów w delikatnej okolicy podkrążonego oka. Redensity II zawiera specjalny Kompleks Odbudowujący Skórę i kwas hialuronowy, które w połączeniu tworzą skuteczne remedium w walce ze zmarszczkami i cieniami pod oczami. Efekty zabiegu są widoczne od razu, ale dzięki specjalnej formule efekt działania jest wydłużony w czasie – utrzymuje się nawet przez 12 miesięcy. Procedura żelu została stworzona w taki sposób, by nacisk na tkankę w trakcie zabiegu był minimalny, a co za tym idzie – ryzyko powstania obrzęku zredukowane, dlatego po zabiegu możemy od razu powrócić do codziennych zajęć.

 

Ekspresowe nawilżenie

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że pierwsze oznaki starzenia mają swoje zasadnicze źródło w niskim poziomie nawilżenia skóry. Zjawisko to z jednej strony wywołane jest przez czynniki zewnętrzne, takie jak niekorzystne warunki atmosferyczne, klimatyzację, używki, ale z drugiej – przez malejącą wraz z wiekiem ilość kwasu hialuronowego w skórze. I tu dochodzimy do kolejnego faktu – źródła popularności zabiegów z kwasem HA w ostatnich latach. Jedna jego cząsteczka potrafi związać aż 250 cząsteczek wody! Dostarczanie kwasu w formie zastrzyków pozwala podnieść poziom nawilżenia skóry oraz skutecznie zapobiec występowaniu zmarszczek. Jednym z najczęściej polecanych zabiegów nawilżających jest mezoterapia. Teosyal oferuje do tego zabiegu preparaty Teosyal Meso oraz Redensity I.

 

Odtworzona wolumetria

Korzystając z oferty gabinetów medycyny estetycznej, możemy nie tylko odbudować sprężystość i nawilżenie skóry, ale także uzupełnić ubytki w objętości oraz wyrównać kontury twarzy. Zmiany w obrębie owalu to jedna z najdotkliwszych oznak procesu starzenia. Spowodowane zanikiem objętości tkanki podskórnej w okolicach skroni i kości łuku jarzmowo-policzkowego przemiany prowadzą do opadania skóry i powstawania tak zwanych „chomiczków”. To właśnie ten moment coraz częściej skłania osoby w dojrzałym wieku ku medycynie estetycznej. A ta, w odpowiedzi, proponuje im zabiegi wolumetryczne. Usieciowany kwas hialuronowy o dużym stężeniu, jak Teosyal Ultimate, jest w stanie odbudować tkankę, przywracając objętość w tych miejscach twarzy, w których ją z wiekiem tracimy.

Podsumowując – gdy zobaczysz u siebie oznaki starzenia, nie martw się. Z pomocą specjalisty medycyny estetycznej i zabiegów z kwasem hialuronowym masz szansę odzyskać dawny poziom nawilżenia skóry, kształtny owal, cieszyć się wypoczętym i zdrowym wyglądem niezależnie od sytuacji.

 

Film „Ida” Pawła Pawlikowskiego otrzymał Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. To pierwszy Oscar dla polskiego filmu. W historii naszego kina pierwszym nominowanym do Oscara filmem ,był „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego z 1962 roku. „Ida” Pawlikowskiego zdobyła ostatnio kilkanaście nagród na międzynarodowych festiwalach. Dziś film polski został ukoronowany najwyższą nagrodą.