DOŚĆ GARÓW!
Do tej pory mieli do niego prawo tylko ONI. Po przekroczeniu magicznej czterdziestki kupowali deskę surfingową, zakładali z kumplami kapelę rockową, wyprowadzali się oficjalnie z domu, albo po cichu wdawali się w romans z młodszą kobietą. KRYZYS WIEKU ŚREDNIEGO! Kobiety z lękiem czekają na niego u swoich partnerów i rzadko kiedy orientują się, że właśnie też je dopadł…
Agata Młynarska
KRYZYS WIEKU ŚREDNIEGO
rozmowa z psychoterapeutką Małgorzatą Liszyk-Kozłowską z Pracowni Rozwoju Osobistego “Maliko”.
ONA: Dlaczego kryzys wieku średniego u kobiet to wciąż nowe zjawisko?
Małgorzata Liszyk-Kozłowska: Bo nasze prababki, a bywało, że i babki nie dożywały więcej niż 35 lat. Nie miały szansy doświadczać takich zmian biologicznych, jak my dzisiaj. Wciąż oswajamy się z tym nowym zjawiskiem, również ze względów kulturowych. Kobiety dopiero teraz mówią głośno o swoich emocjach, dzielą się swoimi przeżyciami na forach internetowych, mają poczucie wspólnoty i płynącą z tego siłę do zmian. No bo jeżeli podobnie czuje kilkaset tysięcy innych kobiet, to trudno już myśleć, że tylko ze mną coś jest nie tak?
ONA: Kobiety jednak zdecydowanie więcej mówią i wiedzą na temat kryzysu wieku średniego u mężczyzn.
Małgorzata Liszyk-Kozłowska: Bo kobiety w ogóle rzadziej myślą o sobie. Gdybym miała procentowo określić, w jakim stopniu kobieta zajmuje się swoimi potrzebami to w skali do stu wyszłoby mniej niż 50. Potrzeby męża i dzieci są w większości przypadków na pierwszym miejscu, a my jako kobiety mamy tendencję do “znikania”, odkładania swoich potrzeb na później.
ONA: Uściślijmy, co rozumiemy przez wiek średni?
Małgorzata Liszyk-Kozłowska: Dla niektórych kobiet to może być 35, dla innych więcej, ale każda z nas ma wewnętrzne poczucie przechodzenia do innej fazy życia. Przyznam się, że ja bardzo przeżywałam noc z 39 na 40 rok życia. Trochę żartobliwie, ale trochę nie, zastanawiałam się, czy wstając rano przypadkiem się nie rozlecę. Czterdziestka wydaje się być pewnym progiem do pokonania. Pierwsze, co przychodzi nam do głowy – mam już za sobą kawałek życia, ale jeszcze całkiem duży przed sobą. I co z tym wszystkim zrobić?
ONA: Psychologowie ponoć nie lubią używać terminu kryzys, bo słowo kojarzy się z destrukcją, z załamaniem.
Małgorzata Liszek- Kozłowska: Można się bawić w eufemizmy, ale mnie osobiście bliskie jest przekonanie, że w kryzysie leży potencjał zmiany. Około czterdziestki dociera do nas, że życie nie jest bezkresem. Organizm daje nam sygnały, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Pojawiają się obawy przed mniejszą sprawnością. Z konstatacji faktu skończoności i nieuchronności może wyrosnąć piękna decyzja – nie ma sensu odkładać na później tego, o czym marzyłam. Często w tym samym czasie tracimy również rodziców, co uruchamia refleksje na temat istoty życia i śmierci. Zbieramy na stół wszystko, co mamy i zadajemy sobie pytanie, ile warte jest nasze życie? Czy mam wszystko, co potrzebne jest mi do pełni szczęścia? Można w tym momencie odkryć, że czegoś brakuje, a w konsekwencji wybucha bomba: nie chcę żyć tak, jak do tej pory!
ONA: Przykładna żona i matka budzi się pewnego ranka i mówi: Całe życie spędziłam przy garach, chyba ma prawo do przyjemności!
Małgorzata Liszyk-Kozłowska: Jeśli ma poczucie, że “chyba ma prawo”, jej rodzina zareaguje zapewne tak: No nie, chyba sobie żartujesz?! Przecież myśmy się inaczej umawiali! Jeśli ona w tym momencie da się zamknąć słowami, nie ma szansy na konstruktywną zmianę. Bo zaraz nabierze wątpliwość i wycofa się rakiem dochodząc do wniosku: Czego ja właściwie chcę? Przecież mam męża, mam dzieci, mam gdzie spać. Pozornym zyskiem będzie spokój rodziny, a kosztem – jej frustracja, gorycz, smutek. Czy takie stany dobrze służą rodzinie?
ONA: A jeśli kobieta nie wycofa się? Na co powinna być gotowa?
Małgorzata Liszyk-Kozłowska: Kiedy podejmuje decyzję o zmianie, to musi być świadoma, że naruszy system rodzinny. Bo zmiany nie dotyczą tylko jej. Oczekiwanie, że otoczenie powie “hip hip hura” jest utopijne. Układ działa od kilku lat w ten sam sposób, wszyscy się już przyzwyczaili, więc naturalną reakcją będzie opór. Dzieci się obrażą, mąż strzeli focha, a mama powie: odbiło Ci! Przecież ja też miałam czterdzieści lat! Kobieta zniesie to lepiej, jeśli wcześniej się na to przygotuje. To naprawdę bardzo ważne, by spróbowała spojrzeć na tę rewolucję oczami swoich bliskich. To nie sprawa na jedną rozmowę. Oni najpierw będą w szoku, potem źli, potem będą próbowali przywrócić poprzedni układ , a ostatecznie, jeżeli kobieta konsekwentnie, ale i spokojnie wytrwa przy swojej decyzji – oswoją się ze zmianą.
ONA: Czy kiedy zderzą się kryzysy obu małżonków najczęściej zapada decyzja o rozstaniu?
Małgorzata Liszek- Kozłowska: Nie, chyba że pojawi się osoba trzecia i silne zaangażowanie w nią. Małżeństwa z długim stażem myśląc o rozstaniu docierają też do tego wszystkiego, co ich łączy. Między tymi ludźmi jest silna więź i dużo historii, dla których warto się porozumieć. Ryzyko rozstania zwiększa się wtedy, kiedy docieramy do głębokiej niezgody na to, by żyć tak jak dawniej. Kobieta nie wyobraża sobie, że będzie tak dalej, a jej parter nie wyobraża sobie, że może być inaczej. Dlatego kryzys wieku średniego boleśniej przeżywają te kobiety, które pragną zmiany, a są w związkach, które nie są partnerskie. W przeciwieństwie do nich kobiety, które są w partnerskich układach słabiej przeżywają takie kryzysy. One nie pragną dokonać tak wyraźnych zmian w swoim życiu, bo wcześniej „ na bieżąco” dbały o siebie, miały kontakt ze swoimi potrzebami i je realizowały. Kobietom, które są gotowe na kryzys, ale boją się tego momentu dedykuję metaforę „ statek najbezpieczniejszy jest w porcie, ale nie po to go zbudowano”.
ONA: Są i takie, które wypływają na bardzo szerokie wody – mam na myśli “czterdziestki”, które wdają się w romans z młodszymi, co najmniej o 10 lat mężczyznami. Co nimi kieruje?
Małgorzata Liszyk-Kozłowska: Przekonanie, że skoro mężczyźni mogą, to czemu kobiety nie? To znak czasów. Jeśli spoiwem tej relacji jest seks, to dojrzała kobieta wysyła jasny sygnał – mam zgodę na przeżywanie fizyczności w seksie. A w przypadku kobiet nie jest to wciąż normą. Starsza kobieta widząc w oczach młodszego kochanka zachwyt potwierdza swoją atrakcyjność. Decyduje się często na przelotny romans, bo łatwiej jest znaleźć faceta do łóżka, niż budować prawdziwy związek. No bo z czym się jej związek kojarzy? Pranie skarpet i wychowywanie dzieci – same ograniczenia. Może to dobry moment, aby inaczej zdefiniować związek i swoje miejsce w nim? Zdarza się też i tak, że mimo różnicy wieku trafiają na siebie ludzie tak samo dojrzali emocjonalnie. Po prostu czterdziestolatka zakochuje się w trzydziestolatku z wzajemnością. To jest możliwe. I choć koszty społeczne takiego związku będą ogromne – spotkają się z krytyką, brakiem akceptacji, niewybrednymi uwagami, oni wiedzą, że walczą o najwyższą stawkę – o miłość.
rozmawiała Sylwia Borowska